Trwa narodowa żałoba po tragicznej katastrofie pod Smoleńskiem i śmierci Prezydenta RP, jego małżonki oraz wszystkich 96 uczestników tragicznego lotu na uroczystości w Katyniu. Wygląda, że potrzebowaliśmy takiego czasu: ów wstrząs wyzwolił w nas wiele słów i czynów nadzwyczajnych.
Nawet media, które z upodobaniem przedstawiały nam różne wady i potknięcia Prezydenta, zdobyły się na słowa uznania i dostrzegły (wreszcie) jego zalety. Świat zaczął podziwiać polską zgodę narodową. Chyba jednak nie wszystkim to odpowiadało. Zaatakowali w miejscu szczególnym – w Krakowie na ul. Franciszkańskiej pod „oknem papieskim”. We wtorek i środę wieczorem kilkaset osób postanowiło zlekceważyć sobie żałobę i hałaśliwie protestować przeciwko pochówkowi prezydenckiej pary na Wawelu. To obok mego klasztoru, więc wczoraj znalazłem się w pobliżu, zobaczyłem festynowo-wiecową atmosferę i usłyszałem znów pełne złości i agresji słowa, tym razem – oprócz śp. Prezydenta – również przeciwko kard. Dziwiszowi… Trudno to zrozumieć, trudno komentować…
Benedykt XVI w „Caritas In Veritate” w części poświęconej ekologii napisał m.in. „Kościół jest odpowiedzialny za stworzenie i powinien podkreślać także tę odpowiedzialność na forum publicznym. A czyniąc to, powinien bronić nie tylko ziemi, wody i powietrza jako darów stworzenia należących do wszystkich. Powinien przede wszystkim chronić człowieka przed zniszczeniem samego siebie. Trzeba, żeby było coś w rodzaju ekologii człowieka pojmowanej we właściwym sensie.”
Karkołomne zadanie: chronić człowieka przed zniszczeniem samego siebie. Jak to zrobić?