Yaounde en Fête, czyli Boże Narodzenie w stolicy Kamerunu

Jak wszystko co przychodzi od białych i żółtych – jest czymś do skopiowania, często niestety ślepego. Zaczyna się jak u białych w okolicach połowy listopada od przyozdabiania sklepów w świecidełka, w przedświąteczne SOLDES (przeceny), w choinki, które tu są obcym nieznanym drzewem, ale dostępne są chińskie sztuczne. Często w domach miejskich widzi się taką choinkę raz przyozdobioną, która stoi zakurzona przez cały rok w największym domowym pokoju. Na święta się ją odkurzy, bo wielki kurz u nas nastaje szczególnie od listopada wraz z porą suchą.

Adwent – czas, w Polsce (w tej Polsce, jaką ja pamiętam sprzed 1993 roku), oczekiwania na Boże Narodzenie w wyciszeniu prawie wielkopostnym jest tutaj zupełnie nieznany. Księża trochę nawołują do zadumy, do ograniczenia tańców i picia, ale na niewiele to się zdaje. Nigdzie chyba, na żadnym innym kontynencie nie umieją ludzie pogodzić picia codziennego i codziennych tańców z wyciszeniem i zadumą nad misterium Wcielenia, jak potrafią to w podsaharyjskiej Afryce.
Wszystko daje się tu pogodzić.

Rekolekcje adwentowe są oczywiście organizowane w parafiach, ale nie cieszą sie takim wzięciem jak bary obok kościoła. Widać to się jednak zmienia, ale jest to proces bardzo powolny. Pocieszające jest to, że tendencja w ewolucji obyczajów adwentowych jest tutaj pozytywna w przeciwieństwie do Europy. Jest tu coraz więcej wiernych uczestniczących w życiu Kościoła, a w Europie niestety coraz mniej. Seminaria Duchowne pękają w szwach. Inną sprawą jest „jakość”, ja piszę tu o ilości. Za 100 lat polskie kościoły będą pod opieka czarnych księży, to pewne na 100 %.
Będąc na urlopie w Polsce, w jednym z dużych miast, po którejś z niedzielnych Mszy św., podczas której opowiadałem o Kamerunie i podałem kilka cyfr, podszedł do mnie Dziekan wydziału Statystyki i Demografii miejscowego Uniwersytetu. Podobały mu się jako demografowi moje statystyki i podzielił się swoją wiedzą. Powiedział mi, że wraz ze swoimi studentami przeprowadził badania, które doprowadziły ich do ciekawych wniosków: „czy Ojciec wie, że w roku 2300 w Polsce zostanie tylko – tu już nie pamiętam dokładnie – 2000 czy 3000 Polaków. Taka cyfra wyskoczyła profesorowi jako wynik, czyli krótko mówiąc za 300 lat nie będzie już w Polsce Polaków. Oczywiście te badania były prowadzone na podstawie aktualnych tendencji rozwojowych. Do tego czasu wszystko się może oczywiście zmienić. To była tylko taka mała dygresja na temat tego, że za jakiś czas mogą być potrzebni księża z Afryki w polskich parafiach.

U nas w domu może nie przez cały Adwent, ale od czwartej niedzieli Adwentu, czyli w ostatnim tygodniu Silentium Profundum, panowała wielka cisza: ani radia, ani telewizji, ani żadnego wychodzenia na zewnątrz, żadnych rozrywek. Nie ma tutaj żadnego nadzwyczajnego postu, bo w Afryce post trwa przez 365 dni w roku, ale jest przynajmniej to. Moje kaznodziejstwo towarzyszy dzieciakom na co dzień non-stop, więc nie zwołuję ich na specjalne katechezy. Codziennie odmawiamy Różaniec i odprawiamy Mszę św.

Od początku grudnia bardzo intensywnie pracują już miejscowe bary. A barów w Kamerunie jest najwięcej na świecie. Mamy tu regularnie, co parę miesięcy, kilkudniowe postoje globtrotterów, którzy to wszystkie kraje afrykańskie mają „w małym palcu” i wszyscy zgodnie się dziwią nad tym fenomenem unikalnym w Afryce: ilość barów w Kamerunie i litry pochłanianego tu piwa. W Yaounde nie przejdziesz 10 metrów, by nie było baru. I serwuje się w nich tylko piwo, żadnej herbaty, żadnej kawy, nie masz o tym co marzyć. A w barach tych ciągle siedzą ludzie i piją od rana do wieczora. Nie widuje się tu jednak zataczających się pijaków, co jest równie ciekawe. Kameruńczycy piją z głową. No i właśnie czas Adwentu to pełne bary, wszyscy „się cieszą z nadchodzącego Noël”, a nawet już nie Noël (co oznacza Boże Narodzenie po francusku), coraz powszechniej funkcjonuje określenie: „les fêtes de fin d’année” (święta końca roku), a najhuczniejszy jest „Bonne Année” czyli 1 stycznia.

Od kilku lat, od połowy grudnia w środku Yaounde, na placu defilad odbywa sie YAFE (YAounde en FEtes) czyli targi wszystkiego, co tylko kto ma do sprzedania. Centrum miasta (nie ma tu Rynku ani starego ani głównego) to takie rondo koło Katedry i centralnej poczty i to rondo jest całe w girlandach i migoczących światełkach ułożonych w formie palm (co ciekawe nie w drzewka wigilijne). Więc od kilku lat Święta w Yaounde kojarzą się większości mieszkańcom głównie z tym YAFE i nawet z Douala pielgrzymki ciągną na ten targ. Żadnych cudów tam nie wystawiają i nie sprzedają, ale za to barów tez tam bez liku i nawet zjeść można z rożna „sterydowego” kurczaka europejskiego. W tym roku nowość, reklamy tego lecą nawet na miejscowych 3 kanałach TV: La Girafe. A ta żyrafa to nic innego jak długa na metr prawie szklana rura pełna piwa „Castel” albo „33” do wyboru. I za równowartość jedynie 20 złotych można sobie kranik w żyrafie stojącej na barowym stole otworzyć i pociągnąć 5 litrów żyrafiej zawartości. Mamy więc Święta BN edycji 2011 pod patronatem Żyrafy w tym roku. To powszechne skojarzenia ze Świętami tego roku w Yaounde.

Jakieś porządki też się robi w mieście na te święta końca roku, częściej widać zamiataczy ulic i samochody Hysacam – to takie przedsiębiorstwo oczyszczania miasta. Nie było tego w ogóle w latach 90-tych, miasto tonęło w śmieciach. Teraz jest coraz czyściej. Miasto zbiera śmieci, ale ludzie tak jak kiedyś wszystko rzucają tam, gdzie stoją. Pomału się i to zmieni, mam nadzieję.
U nas w domu też codziennie od początku „zimowych” wakacji dzieciaki latają z maczetami, motykami i miotłami i porządkują co się da. Trwa wielkie koszenie, zamiatanie i pranie w szarym mydle wszystkich rzeczy.

W domach ludzie kupują w dużych ilościach wszystko, co jadalne i pijalne, a piwa oczywiście zabraknąć nie może. Może w domach jest tak rzadziej, ale bary wykupują piwo skrzynkami z większych hurtowni, całymi dziesiątkami skrzynek. Częsty widok na przedświątecznej ulicy to chłopak z wózkiem wyładowanym 12 skrzynkami piwa. Na szczęście w Yaounde jest wielki browar, więc święta mogą sie odbyć.
My sprowadziliśmy „les vivres” (prowiant) i dziczyznę ze wschodu, z naszego Bertoua, gdzie lasy aż sie roją od pancerników, mrówkojadów, jeży, gazeli, szczurów palmowych, waranów, węzy grubych jak noga, żółwi, ptactwa wszelkiego rodzaju no i, prawie tak jak w Polsce swininy – małp „mécaniciens”, nazywanych tak, ponieważ mają dłonie czarne od środka, czemu się moi czarni przyjaciele nie mogą nadziwić, wiec je ochrzcili mianem mechaników (czarne ręce od różnych smarów:-). Są też szympansy, goryle i leśne słonie, ale nie mogę napisać, że do tego też się strzela, bo jest to oficjalnie w kraju zabronione – zabronionych jest też wiele innych rzeczy…
Ma też dojechać do nas osobowym autobusem jedna prawdziwa świnia (taka mała, ważąca około 50 kg, samożywiąca się, przydomowa) .Tu nawet świnie i kozy nadaje sie jako bagaż autobusowy w jednym mieście, a odbiera w drugim. Naszą brunetkę (świnie są w większości czarne albo czerwone, więc nie będzie to blondynka) wyekspediuje z Bertoua nasza znajoma Séverine. Pojedzie sama jak paczka nadana na poczcie. Po 350 km nasza brunetka wyląduje w naszym Foyer na ognisku.

W szkołach rozdano świadectwa za pierwsze półrocze. Jak zwykle dość hucznie to sie odbyło i dzieci mają wakacje od 16 grudnia do 2 stycznia.
Skoro mamy ponad 2 tygodnie wakacji, wszystkie dziewczyny ze starszych klas podstawówek i z liceów „robią sie na piękne”. Każde wakacje tym się dla nich zaczynają. Zakłady fryzjerskie mają pełne ręce roboty. W szkole mundurek, porządne buty i krótka fryzura to reguła. Fryzura dla chłopaków i młodszych dzieci, to włosy długości 2 milimetrów, a dla dziewczyn to włosy splecione sztywno przylegające do czaszki. Niejednokrotnie dzieci wracają do domu z wyciętym maszynką do strzyżenia „pasem startowym” na głowie, bo ktoś tam miał już 3-milimetrowe włosy i pilnujący porządku szkolnego go tak urządził. Teraz będzie musiał ogolić głowę do zera w domu. Dopiero na wakacje wszystkie dziewczyny dopinają, doszywają, doplatają, dosztukowują co sie da. Handel sztucznym włosami w butikach kwitnie w tym okresie, resztę zrobią fryzjerki, których w Afryce jest co najmniej 10 razy więcej niż w Europie.

No i ciuchy, Noël to dla chrześcijańskich i innych niemuzułmańskich dzieci, podobnie jak dla muzułmanów koniec ramadanu, okres strojenia się. Opiekunowie czy rodzice kupują dzieciom ubrania i buty. Niewyobrażalne są święta w starych ciuchach. A że w same święto trzeba być już ubranym, to ubranka te dzieci dostają wcześniej. Nasze już je mają.
No i czeka się na same „święta końca roku” (Boże Narodzenie, sylwester, nowy rok)

Święta Bożego Narodzenia dla całego Kamerunu, jak już wspomniałem, zaczyna się od ich opijania już w listopadzie. Dla chrześcijan będzie to natomiast oprócz opijania jeszcze Pasterka 24 grudnia wieczorem i cały 25 grudnia spędzony głównie w barach. Tradycja wieczerzy wigilijnej, opłatka, kolęd, jest nieznana.
U nas w domu Pasterka jest ok. 21, a po niej wielkie zajadanie, jedyny raz w roku aż do bólu. Wszyscy oczywiście jesteśmy odświętnie ubrani. Świecidełka parę lat temu sprowadzone z Polski już od kilku dni dekorują nasz wynajmowany dom. Prezentów nie ma, bo kupiliśmy ubrania. Dzieci dostaną jeszcze jakieś landrynkopodobne cukierki, ciastka typu petit-beurre kupione w indyjskim supermarkecie Mahima za straszne, w porównaniu z Polską, pieniądze no i z miejscowego baru Le Jus (sok po francusku) czyli płyn, który nie jest ani czystą wodą ani piwem (woda zabarwiona i osłodzona).
Śniegu, jak wy w Polsce w tym roku, nie mamy, mrozu też nie. Nie ma choinki, opłatka, wieczerzy wigilijnej, kolędy śpiewa się tylko na Mszy, bo to takie „nieswojskie”, bardzo francuskie, niezrozumiałe dla miejscowych. Mamy za to nowe ubranka, buty, świecidełka w głównym pokoju, Mszę Pasterską o 21:00, zajadanie i popijanie po Mszy, i kolejną Mszą rano 25 grudnia, a później jakieś wyjścia na miasto, może na YAFE.

W prezencie postanowiłem w tym roku zorganizować wyjazd z kilkorgiem dzieci nad morze do Kribi. Dla wszystkich będzie to pierwszy raz w życiu. 29 grudnia wstajemy o 5 rano, co nie jest dla nikogo żadnym wysiłkiem, bo tak tu się wstaje prawie zawsze, i ok. 9 będziemy juz nad zatoką gwinejską oceanu atlantyckiego. Popławimy sie w morzu, miejmy nadzieje nie potopimy się, a wrócimy do domu wieczorem. Samochód na 13 osób, więc 13-15 się zmieści.

Sylwester w Kamerunie to kolejny raz Bar i Nowy rok to jeszcze więcej i dłużej Bar.
Przypominam: nie widzi się pijanych na ulicach. Siedzi sie długo w barze przy 2-3 piwach i może przez to, że trwa to długo ludzie nie upijają się na umór.
Wszystkie te święta to Wesołe Święta, dla jednych z Narodzenia Pana, dla innych z końca starego i początku nowego roku, w każdym razie to największy świąteczny okres w Kamerunie, którego nie można nie pamiętać do następnych takich świąt.

Dariusz Godawa o.p.

Udostępnij

Przeczytaj jeszcze

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej. Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.