Musiało to być w październikową sobotę w 1970 r. Byłem na pierwszej medytacji w ośrodku Opus Dei w Madrycie. Mała kaplica przepełniona ponad półsetką licealistów. Cisza… Ksiądz tak wysoki jak długa jego sutanna. Zaczyna krótką modlitwą wstępną, siedzi przy stole, wszystkie światła zgaszone oprócz tej, która oświeca piękne Tabernakulum. Ksiądz zaczyna mówić i mówi długo, długo, długo i to przez pół godziny.
Siedzę w ciemności i nic nie rozumiem, nic nie rozumiem, prawie nic nie rozumiem. Pojawia się myśl: to naprawdę czysta nuda! Ale nie ma cierpienia, które by sto lat trwało i sprawa się kończy. A wtedy wychodzimy z kaplicy i… wybuch radości! Co ty robisz? Czy grasz w piłkę? Ej kolego, my chodzimy do tej samej szkoły! Cieszę się, że się poznaliśmy! Ciężar spadł mi z serca: to zwykli chłopcy! Tylko ta okropna medytacja była nienormalna!
Kiedy pytają mnie czego uczyłem się w Dziele przez te 40 lat, zawsze odpowiadam to samo: uczyłem się modlitwy. Uczyłem się i ciągle się uczę modlitwy myślnej, rozważania, rozmyślania czy medytacji. To są różne słowa, które oznaczają to samo: osobista relacja z Chrystusem. Ile razy słyszeliśmy naukę o modlitwie, a jak mało wiemy na czym właściwie polega sztuka modlitwy! Ile ludzi ma to samo wrażenie, które miałem pierwszy raz uczestnicząc w medytacji: modlitwa myślna jest trudna, nudna i pokutna.
Z punktu widzenia filozofii sprawa jest jasna. Bóg ma charakter osobowy, jest jak 'Ty’, do którego mogę się zwracać i powiedzieć Mu: ja Ciebie kocham! Na czym właściwie polega wielkość modlitwy myślnej – własnymi słowami prowadzę mój osobisty i niezastąpiony dialog z Bogiem. Osoba to byt w relacji – distintum subsistens intellectualis naturae – definiował Boeciusz. A więc distintum, odrębny, by istniało jakieś 'ja’ musi być jakieś 'ty’. Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Całą filozofię personalistyczną Karola Wojtyły można by podsumować w tych słowach: życzę Panu dzień dobry! Osoba ludzka nie jest bytem obok innych ani przy innym, ale dla innych. Jestem stworzony by być człowiekiem w nieustannym dialogu z Bogiem i z innymi. Pogadać to nie tylko ludzka rzecz, ale i jak najbardziej boska.
W ośrodku Dzieła przez lata, gdy byłem licealistą, przede wszystkim była nauka. Codziennie kilka godzin w czytelni. Była przerwa – piętnaście minut na podwieczorek (smaczne były te podwieczorki!) i jeszcze jedno piętnaście minut na modlitwę myślą. Ktoś otwierał Drogę i czytał jeden punkt: – „Nie ufaj mi… Ale ja, tak, ja ufam Ci, Jezu… Oddaję się w Twoje ramiona, oddając Tobie to, co posiadam: moje nędze!”. Potem cisza, znowu kolejny punkt: – „«Głoście dobrą nowinę… Będę z wami…» — To powiedział Jezus… i powiedział to do ciebie”. I jeszcze raz ukochana cisza pozwalająca na własną refleksję. I kolejny punkt: – „Wywołała mój uśmiech twoja modlitwą… niecierpliwa. — Mówiłeś Panu: „Nie chcę zestarzeć się, Jezu… Musiałbym zbyt długo czekać, by Cię ujrzeć!”, i kolejny: – „Nie lękaj się nazywać Pana po imieniu — Jezusem — i mówić Mu, że Go kochasz”. I w końcu nauczyłem się. Wchodzisz w grę, nazywasz Jezusa po imieniu i mówisz Mu, bez anonimowości: Jezu jesteś moim skarbem, moim najdroższym przyjacielem, moim wszystkim. Oszaleć z miłości! Bo Jezus żyje, jest tutaj i woła ciebie!
A wtedy już sama medytacja, mimo ciągłych trudności, staje się prawdziwym wybuchem radości!