Każdy dzień w Bosconii NAPEŁNIA się powoli.
Ciepłymi i trwającymi wiecznie uściskami dzieciaków na powitanie.
Rymowankami podczas skakania przez sznur.
Próbami ukrycia zadania domowego podczas nauki.
Narzekaniem podczas obiadu, bo makaron ma nie ten kolor co trzeba.
Przekręcaniem słów podczas tłumaczenia schematu rozmnażania się bezkręgowców.
Siniakami podczas meczu piłki nożnej.
Buziakami i krzyżykami na czole na pożegnanie.
Ale moment. Bo przecież na koniec przybiega Miquel.
Ten, który ma 10 lat i przytula się przy każdej okazji. Ten, który ogląda dokładnie moje dłonie. Który znika na chwilę, by zaraz przybiec i patrząc głęboko w oczy powiedzieć „boję się”, choć nie jest w stanie powiedzieć czego. Ten, który jest mistrzem siatkówki i dzielnie dowodzi całą 10-letnią drużyną, a w wolnych chwilach wypytuje o rodzinę i najbliższych, marszcząc z niezrozumienia brwi.
To właśnie on przybiega i krzyczy: „Do zobaczenia jutro na Mszy Świętej!”.
I wtedy się PRZELEWA.
Małgorzata Bożek
Peru, Piura
31 sierpnia 2013