Dziś chcę opisać jak wygląda nasze życie na placówce w Yaounde. Choć jesteśmy tu jakiś czas, to przez te kilka a nawet kilkanaście miesięcy nasze warunki życia niespecjalnie się zmieniają. Nie mamy naprawdę nic. Po prostu startujemy od zera i wszystko musimy stwarzać od nowa.
Wynajmuję dla naszych podopiecznych dom. Oczywiście kosztuje to spore pieniądze, więc docelowo chcemy zbudować Dom Dziecka w okolicy i kupiliśmy ziemię, o czym napiszę trochę później.
Ale najpierw o tym jak wygląda nasze życie. Żyjemy bardzo ubogo, więc wynajmujemy dom (w którym żadne drzwi się nie zamykają) ale już nie stać nas na umeblowanie. Nie mamy też bieżącej wody ani lamp w pokojach dla dzieci. Dzieci po prostu śpią na materacach a ubranka mają poupychane w wolnych miejscach na podłodze. Uczą się na betonie przy jednej lampie. Ja też wcale nie mam lepiej. Nie mam w pokoju ani krzesła ani stołu. Z laptopem mogę pracować tylko siedząc na łóżku, albo kładąc go na stary głośnik, który służy nam za podstawkę. Myję się polewając się kubeczkiem plastikowym wodą z wiaderka. Pastę do zębów Colgate kupiłem dopiero po 2 miesiącach po powrocie do w Kamerunu
– pasta jest kilkukrotnie droższa niż w Polsce i aż żal było wydać na nią tyle pieniędzy, ale nie mogłem dłużej żyć jak kloszard.
Oszczędzamy na jedzeniu. Najtańsze jedzenie to ryż – 50 kg kosztuje 120 zł, ale przy 20 osobach do wyżywienia nawet taka ilość znika bardzo szybko. Ryż jest tańszy nawet niż maniok, który też jadamy od czasu do czasu. Od święta jemy rybę, a coś lepszego czyli np. kurczaka, tylko wtedy gdy ktoś nam podaruje. Żeby mieć jakiekolwiek witaminy jemy tutejsze liściaste rośliny.
Jemy jak typowi kameruńczycy – tylko raz dziennie. Normalne warzywa i owoce są bardzo drogie, ostatnio kupiliśmy 4 cebule które kosztowały nas aż 10 zł. Nie często możemy pozwolić sobie na taki luksus. W ciągu ostatnich kilku miesięcy schudłem 15 kilo. Dzieci na szczęście wyglądają w miarę dobrze.