Wózek zwany misją

Niedługo Adwent. Jak mantrę powtarzamy to sobie na głos, bo coraz gorętsze dni nie są oczywistymi znakami zbliżających się świąt. A święta oznaczają większą ilość pracy. Atmosfera podgrzewa się nie tylko przez pogodę. Spotkania oratoriów, konkursy, zabawy i zakończenie roku dla wszystkich – czyli wizja 800 prezentów do przygotowania i rozdania. My robimy już swoją listę życzeń. Na pierwszym miejscu jest śnieg i coś innego niż ryż na wieczerzę wigilijną. Czasami jeszcze marzy mi się pieczątka z napisem „Dyrektorka Oratorium – Bosconia – Piura”, ale nie wiem czy byłam na to wystarczająco grzeczna.

Wprost proporcjonalnie do ilości działania wzrasta ilość myślenia. Madzia co jakiś czas jak szpilką szturcha mnie stwierdzeniem „Gosia, nie do końca wiem, czego Pan Bóg ode mnie oczekuje.” Takie pytania pojawiają się jak kończąca zdanie kropka na koniec dnia. Ja jednak wiem. Pan Bóg ma dla każdego z nas program idealny, swoją perfekcyjną lekcję miłości i chce, abyśmy ten materiał przyswoili – nie za szybko, w swoim tempie.

Najważniejsze, aby przyswoić go dobrze, bo codzienne zajęcia praktyczne są wymagające.

Więc każdego dnia budzę się. I każdą minutę chcę poświęcać Jemu. Bo wiem, że jakąkolwiek decyzję przyjdzie mi podjąć, dobrą czy złą, to gdy będzie to decyzja podjęta sercem szukającym Boga – On będzie mi błogosławił. On najlepiej wie w czym niedomagamy. I nie jest to dla Niego powód, żeby nas zostawiać samych z naszymi często złymi wyborami.

I potem wstaję. W pośpiechu na oślep wycinam serduszka do wielkiego łańcucha na urodziny księdza Alci’ego i okazuje się, że wycięłam idealną liczbę. Spotykam Mary, która mówi, że do niej zawsze możemy przyjść się wypłakać. Wyciągam z biura księdza Piotra listę obecności, żeby następnego dnia dowiedzieć się, że była to na to ostatnia okazja, bo wyjeżdża. Luchino tańczący marinerę przyprawia mnie o całodniowy ból twarzy od śmiechu. A Ricardo z grypą przychodzi do oratorium, bo woli to niż siedzieć w domu.

I uśmiecham się do Pana Boga. Bo wiem, że gdy taki osiołek jak ja ciągnie wózek zwany misją, On stoi z przodu i zapierając się nogami ciągnie samego osiołka.

Małgorzata Bożek
Peru, Piura
16 listopada 2013

Udostępnij

Przeczytaj jeszcze

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej. Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.