Kiedy pomyślę sobie o największym święcie przychodzi mi na myśl radość ze zwycięstwa. Moment uniesienia, brak trosk, czyste szczęście. A najsmutniejszy dzień? To dzień porażki. Porażka jest dwukrotna, gdy jej się nie dostrzega. Życie pokazuje, że najtrudniejsze to dostrzec czy dzisiaj to dzień smutku czy radości.
Pana Jezusa znałem od dziecka. Moi rodzice przedstawili nas sobie jak byłem jeszcze malutki. W Kościele polali mi głowę wodą na znak, że jesteśmy znajomymi. Trochę sztywna była ta relacja, bo ja tego Pana nigdy na żywo nie widziałem, a słyszałem o Nim wiele. Cały czas z ambony czy w szkole słyszałem, że ten Pan umarł za mnie i to jest najlepsze, co mogło mi się przytrafić. Nie czułem tego jednak wcale. W wieku 23 lat poznałem Go osobiście. Usłyszałem Jego głos i od tego momentu Jezus jest moim przyjacielem. Dzisiaj mam 27 lat. Nadal jednak nie rozumiem jak bardzo trzeba kogoś kochać, żeby za niego umrzeć, tak jak to zrobił Jezus, mój Pan.
Przygotowania do uroczystości są bardzo spokojne. Nikt się nie śpieszy. Słońce wysoko uniesione czuwa nad postępem prac w CALM. Wiatr jest dzisiaj moim przyjacielem. Tuli świeżym ciepłem, orzeźwia. Brakuje mi jedynie zapachu krochmalu, aby te przygotowania były takie same jak w Polsce.
Uroczystość rozpoczynamy bardzo niepozornie. Zbieramy się przy rozpalonym już ognisku blisko domu nr 4. Przybywają goście spoza misji: zaprzyjaźnione siostry zakonne, lokalni wierni. Jestem miło zaskoczony moją drużyną. Nie namawiałem ich do założenia chust skautowych, ale każdy z nich miał ją na szyi. Staram się nie szczerzyć na całą mordkę, tylko kiwam głową i się uśmiecham aprobując ten akt. Bakcyl skautowy zasiany. Łaknienie do bycia lepszym, ciągłego wzrastania pojawiło się wcześniej niż się spodziewałem.
Ksiądz Ryszard oficjalnie rozpoczyna uroczystość. W moim sercu jest teraz odpływ emocji duchowych. Wysuszona plaża doznań dzieł Bożych. Czekam na falę. Czekam na nią bardzo długo. Boże, przewróć mnie siłą napływającej łaski.
Podążamy za światłem. To ono nas prowadzi. Daje nam bezpieczeństwo, ciepło. Hipnotyzuje i uspokaja. Z Niego płynie siła, pewność. Nie ma ciemności. Niezakryta cieniem prawda. Światło Chrystusa! Niech Bogu będą dzięki!
Stoję i się przyglądam. Szukam w liturgii najważniejszego – miłości. Świeczki płoną, a afrykańskie gardła zdzierają się wyśpiewując grzmiąco „Alleluja!”. Przez obiektyw aparatu oglądam ugandyjskie twarze. Nie wiadomo skąd dostrzegam abstrakcyjne piękno. Odnajduje miłość. Moje oczy zatrzymują się na krzyżu, a uszy wysłuchują Ewangelię. „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał”. Zwycięstwo! To jest dzień zwycięstwa, dzień radości! Dostrzegam teraz największe święto, nie tylko moje, ale każdego człowieka. Jezus zmartwychwstał, szatan pokonany!
Wielkanoc to prawdziwa Wielka Noc. To nie tylko święconka, babka piaskowa czy uroczyste śniadanie. Ale czy Ty w to wierzysz?
Bartłomiej Ciok
Uganda, Namugongo
30 marca 2013