Czy w Twoim kościele wisi wieniec z czterema świeczkami? Chodząc na roraty śpiewasz zaspanym głosem co rano „Czekam na Ciebie Jezu mój mały”? I czy w ogóle wiesz, że w kościele katolickim na całym świecie przeżywamy adwent?!
Jedną z listopadowych niedziel spędzamy na festynie w okolicznej parafii. Tutaj pierwszy raz jem tradycyjne bożonarodzeniowe potrawy. Od tej pory nie odstępują mnie na krok. Śniadanie, obiad, czasami kolacja.
Wenezuelczycy zachowują się trochę jak polscy ekolodzy, którzy wiecznie bronią swojego zdania. Za każdym razem tłumacząc, że to tradycyjna potrawa i trzeba zjeść. Obrusy z gwiazdą betlejemską dają mi znać, że Wenezuela rozpoczęła przygotowania do świąt. Wycieczka do Parku Świątecznego kończy się wzdychaniem nad pięknem miejskich choinek. Naturalne, stalowe, aluminiowe. Każda z kilkoma kompletami lampek od chińczyków.
Duże i małe. I jeszcze większe! Moja wyobraźnia czuje się zawstydzona nie jednym wenezuelskim wybrykiem.
Pierwsza niedziela adwentu w San Félix. Palmy zerkają z góry na gromadzący się przed kościołem tłum. Słońce smaży swoim spojrzeniem, a biel dziewczęcych sukienek lśni jak tafla spokojnego jeziora. To szczególny dzień dla gromady nastolatków z naszej parafii. Ich pierwsze Komunia święta. Adwentowy wieniec pokornie buja się w rytm Glorii wystukiwanej na perkusji. Uroczyste śpiewy zagłuszają biblijne nawoływania proroka Izajasza.
Niedzielna Eucharystia przypomina fiestę na chwałę Pana. Lecz o prostowaniu ścieżek dla Niego Wenezuelczycy nie chcą nawet słyszeć.
Domy na pobliskich sektorach świecą jak reflektory samochodu. W parafialnym kościele już od tygodnia choinka puszcza oczka lampkami, a owieczki w szopce pasą się na zielonych wzgórzach. Mimo, że Jezus jeszcze się nie narodził, figurki Maryi i Józefa czekają w gotowości. Kolędy trenowane przez naszą młodzież przypominają pieśni bojowe. Każda z nich ma obowiązek posiadania elementu patriotycznego: nazwa kraju, regionu lub miasta. Kolęda z hipotezą – „Co by było, gdyby Maryja była z And, a Józef z równiny?” Dla każdego obywatela tego kraju jest oczywista, że wówczas Jezus byłby Wenezuelczykiem.
Zadziwia mnie ta inność. Niejedna kolęda zachęca do tańca. Charakterystyczny instrument towarzyszący tym śpiewom nakazuje ruszyć biodrem, klasnąć w ręce i bawić się na całego. Ale czy już teraz? Czy nie za wcześnie? Jest czas zbierania, ale nie ma czasu żniw. Jest radość z narodzenia, ale nie ma Jezusa.
Gdyby Jezus był wcześniakiem, nie potrzebowalibyśmy adwentu!
Małgorzata Wiśniewska
Wenezuela, San Felix
11 grudnia 2013