Ostatnie dni listopada. Bez względu na to, czy jest upał, czy ulewa, wszystkie dziewczynki z City of Hope, wraz z wolontariuszami i siostrą Charmen spotykają się codziennie w Holu. Raz, czasem dwa razy dziennie przychodzą, aby ćwiczyć. Niełatwo jest opanować taką dużą grupę dzieci. Uciszanie, korygowanie, pilnowanie – wolontariusze nie mieli łatwego zadania. Było ciężko. Wyglądało na to, że nic z tego nie wyjdzie. Wszyscy pomału tracili cierpliwość i siły, a czasu pozostawało coraz mniej. Aż w końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień. Czwartego grudnia obchodziliśmy na placówce Christmas Day. Od samego rana trwały wielkie przygotowania. Szykowanie strojów, dekorowanie sali, przygotowywanie rekwizytów. Po południu zaczęli przychodzić pierwsi goście i kiedy sala została całkowicie zapełniona rozpoczęły się jasełka. Ku naszemu zdziwieniu dziewczęta dały z siebie wszystko. Historię narodzin Jezusa przedstawiły tak, że oglądając ją można się było poczuć jak w Betlejemskiej stajence. „Cicha noc”, choć śpiewana w języku bemba przeniosła mnie myślami do Polski, do mojej rodziny, z którą po raz pierwszy w tym roku nie zasiądę wspólnie do Wigilii.
W tym roku spędzę Święta na innym kontynencie, daleko od moich bliskich. Zamiast karpia będę mieć kapentę (lokalne rybki), zamiast śniegu będę mieć upał, a zamiast mojej rodziny – czekoladowych przyjaciół.
Ale Jezus narodzi się także i tu. I kto wie, być może właśnie tu będę mogła bardziej przeżyć te Święta. Wśród afrykańskiej biedy, bez dostatku i hucznego Świętowania, które widoczne jest w Europie. Jezus narodził się przecież w stajence, a pierwszymi, którzy przyszli do jego żłóbka byli prości pasterze, z którymi tak wiele mają wspólnego ludzie w Zambii.
Tutaj Święta wyglądają nieco inaczej. Nie znają tu Wigilii. Nie ma też zwyczaju obdarowywania się prezentami, czy ozdabiania choinek. Pasterka jest nieco wcześniej niż u nas – o godzinie 19 albo 20. Tutaj nie wszyscy mogą spędzić Święta w rodzinnym gronie, bo wielu ludzi rodziny nie posiada. Nie wszyscy mają też możliwość bycia szczęśliwymi w tym czasie, bo muszą cały czas skupiać się na tym, aby przetrwać, dożyć kolejnego dnia. Dzieci ulicy, prostytutki, bezdomni – oni nawet nie wiedzą co to jest szczęście, rodzinna atmosfera. Nigdy nie mieli okazji tego doświadczyć.
Na ten czas Bożego Narodzenia życzę Wam, aby Maleńka Miłość przyszła do waszych serc. Abyście mogli dzielić się nią z innymi. Z tymi, którzy jej potrzebują. Życzę Wam radości i tego, abyście byli szczęśliwi, pamiętając, że nie wszyscy ludzie mają taką możliwość. A zasiadając do wigilijnego stołu pamiętajcie, że „Cicha noc” rozbrzmiewa w tym czasie w wielu językach na całym świecie. Również i u nas w Zambii jej nie zabraknie. Będziemy co prawda śpiewać w języku bemba „Ubusiku pakati”, ale myślami będziemy razem z Wami.
W naszym domku rozbrzmiewają właśnie afrykańskie kolędy.
Na stole stoi wykonana przez nas choinka, a wokoło roznosi się zapach pieczonych pierniczków. W plecaku jest już spakowany czerwony barszcz w proszku, składniki na ciasto i pierogi. Opłatek i sianko też mamy. Już jutro wyruszamy bowiem do Mansy – miasta położonego 800km na północ od Lusaki. Drogą przez busz będziemy jechać około 14 godzin, aby spotkać się z Alą i Anią – dwiema wolontariuszkami z Polski, z którymi wspólnie spędzimy Święta.
Joanna Grubińska, Lusaka, Zambia 22 grudnia 2011