Od czasu do czasu ktoś pyta mnie o zdanie na temat danego filmu. Ostatnio znajomy pożyczył mi film „The Lady” – w polskiej wersji „Lady” – prosząc również o moją opinię. Byłem więc prawie zobowiązany do oglądania tego filmu, mimo małej ochoty. W końcu, po obejrzeniu stwierdzam, że warto było poświęcić ponad dwie godziny. Gorąco wszystkim polecam.
To co uderzyło mnie najmocniej w tym filmie, to postać wielkiej kobiety, a obok niej wielkiego mężczyzny, jej męża. Reżyser filmu, francuz Luc Besson, założył i rozbił nie jedną rodzinę w swoim życiu prywatnym, ale w filmie „The Lady” broni uniwersalnej wartości jedności w rodzinie. Może to przypadek podobny do reżysera Xaviera Beauvois’a, który będąc człowiekiem niewierzącym, zrobił najlepszy film religijny w XXI wieku: „Des hommes et des dieux – Ludzie Boga”.
Kolejna opowieść po „Królowej” i „Żelaznej damie” o kobiecie silnego charakteru, mocnej postaci bardzo kobiecej, pełnej delikatności, jeszcze żyjącej. Mandela w spódnicy, Gwiazda Birmy, Stalowa Orchidea. Przykład szczególnie dla tych, którzy uważają świat polityki i zaangażowanie publiczne jako domenę zarezerwowaną dla mężczyzn. Postać kobiety z kwiatem, potrafiącej głosić i wymagać demokratycznego rządu razem z orędziem pokoju. Kilka razy widać w filmie Aung San Suu Kyi czytającą biografię Ghandiego. W jego spokojnym wymaganiu przestrzegania prawa ludzkiego, birmańska kobieta znajduje swoją inspirację.
Na okładce można przeczytać, krótki opis filmu:
„W szarpanej wewnętrznymi konfliktami Birmie nie ma miejsca na demokrację. Wojskowy reżim wymaga od mieszkańców oddania i za nic ma ich prawa. Jedyną szansą na przywrócenie normalności są działania Aung San Suu Kyi, córki antyrządowego aktywisty zamordowanego przez reżimu generałów w 1947 r. Wykształcona na Oksfordzie kobieta decyduje się wrócić do ojczyzny i robić wszystko, co w jej mocy, aby ocalić Birmę.
Jej walka daleka jest od agresji – kobieta wybiera drogę pokoju, miłości i wiary w ludzi. Aung Suu jest w stanie poświęcić nawet szczęście swoje i swojej rodziny, aby służyć wyższym celom i stanąć na czele opozycji. Pomimo wielkiego dystansu, długi rozłąk i przeciwnika w postaci niebezpiecznego reżimu miłość jej męża i dzieci nie słabnie, wręcz przeciwnie – wszyscy będą ją wspierać bardziej niż kiedykolwiek w życiu”.
Chciałbym zwrócić uwagę na wątek rodzinny. Suu wraca do Birmy, by opiekować się swoją chorą mamą. Film pokazuje postać męża i żony, jak oddaleni o wiele tysięcy kilometrów od siebie, wspierają się nawzajem, są bardzo blisko, żyją biciem tego samego serca. Kiedy jej partia, Narodowa Liga na Rzecz Demokracji, wygrała pierwsze wybory z wynikiem 392 mandatów przeciw 10 dla reżimu wojskowego, pierwszy odruch Suu to spojrzenie na portret ojca, wiszący we własnym domu, gdzie żyje odizolowana w areszcie domowym. Potem spotyka się z prasą, ale najpierw wplata sobie kwiaty we włosy, bardzo kobiecy gest, pełny delikatności: piękno zwycięża!
Ciekawy fakt, że aktorka – Michelle Yeoh – bardzo chciała zagrać tę rolę. Szukała reżysera i producenta. Mając talent do nauki języków, nauczyła się mówić bo birmańsku, by jej słowa brzmiały w filmie przekonująco. Na przykład jej polityczny przekaz po birmańsku: „Wzywam was wszystkich do poparcia demokracji i obrony podstawowych praw człowieka. Musimy dokonać tego w sposób pokojowy i bez dalszego rozlewu krwi”.
Scena wręczenia Nagrody Nobla w 1991 r. jest merytoryczna. Pokazuje jak rodzina łączy się podczas gdy członkowie są od siebie daleko. Michael, mąż Suu, grany przez znanego anglikańskiego aktora Davida Thewlis’a (w nawiasie mówiąc, również on wciela się w brata bliźniaka Michaela) kiedy otrzymał wiadomość o nagrodzie, razem z dziećmi, wypowiada się w mediach, a Suu słucha w radio:
„Radość i duma, którą ja i nasze dzieci odczuwamy w tym momencie jest naznaczona smutkiem i ciągłym niepokojem. Nie wiem, czy kiedykolwiek Pokojowa Nagroda Nobla trafiła do osoby przebywającej w tak skrajnej izolacji. Z pewnością nie otrzymała jej dotąd kobieta będąca w takiej sytuacji. Obecnie Suu przebywa już trzeci rok w areszcie jako więzień polityczny w rękach wojskowych rządców Birmy. Jej rodzinie, czyli nam, odmawia się jakiegokolwiek kontaktu z nią i nic nie wiemy o jej stanie poza tym, że jest zupełnie sama. Samolubnie liczę również na to, że sytuacja naszej rodziny poprawia się dzięki temu gestowi najwyższego uznania dla jej moralnej i fizycznej odwagi i że w końcu otrzymamy pozwolenie na odwiedziny. Bardzo za nią tęsknimy”.
A Suu w Birmie głaszcze radio mówiąc: „Ja też za tobą tęsknię”. A późnej udaje się jej słuchać w radio słowa Aleksandra, najstarszego syna: „… jej walka jest częścią o wiele większej walki toczonej na całym świecie o wyzwolenie ducha ludzkiego z politycznej tyranii i psychologicznego ujarzmienia. Lekcje przeszłości nie pójdą w zapomnienie. Dzisiaj świętujemy naszą nadzieję na przyszłość”.
Reżim wojskowy pozwala na odwiedziny dając wizę. Mąż spotka się znowu z żoną, a dzieci z matką. A Suu komentuje: walka trwa nadal. Kiedy małżonkowie sami rozmawiają, Suu stwierdza, że nie może zrezygnować z tej walki politycznej i zrozumie, jeżeli mąż zechce odejść. Słowa Michaela są pełne treści: „Nie będę zaprzeczał, że ta długotrwała rozłąka była bardzo trudna. Dla chłopców też. Ale chcę powiedzieć jasno: cały ten czas, od samego początku, zawsze śniliśmy ten sam sen o Birmie. I nie był on bynajmniej przeszkodą. Zawsze uważałem, że to właśnie on nas łączy”.
Odwołana wiza, kolejna rozłąka. Mąż umiera, niemożliwe odwiedziny. Wielka miłość dla rodziny, która pojawia się poprzez wielką ofiarę. Generał reżimu rozmawia z Suu: „Ma Pani wybór – Pani mąż i dzieci, albo Pani kraj”. A Stalowa Orchidea: what kind of freedom is that?