Przyglądam się niebu. Wygląda tak, jakby miało ochotę krzyczeć. Obłoki wielkie jak barany siłują się z delikatnymi jak jedwabna nić promieniami słońca. Szczyty gór spowite delikatną mgłą milczą. Jestem zmęczona. Chce mi się spać. Chce mi się płakać. Tak bardzo chciałabym mieć kilka minut tylko dla siebie… Otwierają się drzwi. To Ania. Prosi, żebym pojechała z Johanem do szpitala do Qoya (Koja). Nie tak zaplanowałam sobie ten dzień. Z bólem zwlekam się z łóżka. W autobusie łzy ciekną mi po policzkach. Dobrze, że Johan tego nie widzi. Rozglądam się. Moją uwagę przykuwa twarz uśmiechniętej dziewczynki o pięknych czarnych oczach. Obok stara Indianka o twarzy pomarszczonej jak rodzynki patrzy smutno przed siebie. Szukam wzrokiem Johana… dostrzegam Ciebie Panie Jezu. I wszystko staje się jasne. To dla Ciebie.
Obłoki dalej siłują się z promieniami słońca a ja przemierzam z Tobą ulice Qoya (Koja). Rozmawiamy, śmiejemy się, poznajemy siebie nawzajem. Jesteś tak blisko, na wyciągnięcie ręki.
Dziękuję Ci za te chwile.
Katarzyna Sterna, Peru, Calca 22 grudnia 2011