Kilka dni temu wszedłem do biblioteki publicznej przy ulicy Królewskiej w Krakowie. Spytałem bibliotekarki, czy jest coś ciekawego i nowego. Usłyszałem mamrotanie z niezadowoleniem: -skąd ja mogę znać preferencje czytelników? Widać od razu, że kobieta nie była zbyt zadowolona z własnej pracy, a również nie miała wielki pasji czytelniczej. A więc szukałem sam po półkach, gdzie stoją zawsze nowe pozycje, ponieważ nie lubię czytać starych i używanych książek.
Siostra Emmanuella, „Wyznania zakonnicy”. Na okładce stara pani patrzyła na mnie przez wielkie okulary z lat dziewięćdziesiątych, już zupełnie niemodnych. Ubrana była nietypowo jak na zakonnicę. Stara, a więc twarz pełna zmarszczek. Od razu zwrócił moją uwagę jej nos, pamiętam, że od początku myślałem: ma typowy żydowski nos, podobny do człowieka z całunu turyńskiego. Przeczytałem ostatnią stronę na okładce, sprawdziłem, że już sporo czytelników zabierało ją do domu. Również pamiętałem, że ta zakonnica prawdopodobnie jest powszechnie znana, bo już przedtem o niej coś słyszałem. A więc wziąłem tę książkę do domu.
„Wyznania zakonnicy” to nie tylko dobra książka, ale też bardzo poruszająca lektura, która nie pozostawia obojętnie żadnego czytelnika, który ma chociaż trochę wrażliwości. Gorąco zachęcam wszystkich do jej przeczytania. Poruszało mnie, kiedy patrzyłem, jak zakonnica musi walczyć, by zachować swoją czystość, by panować nad swoim charakterem, by być posłuszną. Porusza mnie jej miłość do Chrystusa, do biednych i dzieci, do ubóstwa. Widać człowieka modlitwy i czynu, zdobywającego mnóstwo pieniędzy dla potrzebujących. Kobieta buntu i wielkiej miłości. To francuska chrześcijanka, wierna aż do śmierci swojemu powołaniu zakonnemu i Kościołowi katolickiemu.
Papież Benedykt XVI był niedawno w Libanie i mówił cały czas o pokoju. Pragnę teraz zacytować następujące słowa siostry Emmanuelli pochodzące z jej wyznań:
Każdy mój pobyt w Libanie podważał sens tego co robię. W obliczu rozmiarów tragedii wpadałam w przygnębienie. „Po co ja się pakuję w ten ambaras? Budynki, które dziś się odbuduję, jutro zostaną zburzone. Po co, dla kogo narażam własną skórę?”.
W 1987 roku zaczęłam odwiedzać rodziny, które być może dało się jeszcze uratować. Za pierwszym moim pobytem wycałowała mnie Leyla, pięcioletnia dziewczynka o kędzierzawych włosach i oczach koloru węgla. Spędziłam trochę czasu na balkonie w towarzystwie jej rodziców. Miałam się zatroszczyć o jej przyszłość. Następnego dnia na tym samym balkonie dziewczynka została zastrzelona przez płatnego mordercę z dachu budynku położonego naprzeciwko. Przelewanie krwi było jego pracą. Ta brutalna śmierć była dla mnie szokiem, z którego nigdy w pełni się nie otrząsnęłam. Bestialstwo egzekucji Leyli przerosło wszystko, co do tej pory widziałam i słyszałam. Za kilka dolarów można całkiem bezkarnie zabić dziecko!
W tym ukrzyżowanym kraju, w tym piekle zemsty, moja wiara znów się zachwiała: „Panie, gdzie jesteś? Dlaczego pozwalasz na masakrę niewinnych ludzi? Czy ta planeta na zawsze pozostanie skalana aktami rzezi? Czy niebo na zawsze będzie trwać w milczeniu?” Ogarnęła mnie rozpacz. Dlaczego Bóg jest nieobecny w tej ludzkiej agonii? Jak pojąć tę okrutną grę, w której oprawca może bezkarnie torturować, przybijać do krzyża człowieka zwanego Jezusem, a wraz z nim miliony innych ludzi? Moje serce ściął lód – po raz kolejny opanował mnie bunt. Kiedy wreszcie moja wiara, umierająca z każdym trupem, ostatecznie zakorzeni się w Zmartwychwstałym?
Jak już mówiłam, w godzinach ciemności ratowała mnie Matka Boża, która w Wielki Piątek stała nad grobem Jezusa, czekając, aż jej żywy syn zmartwychwstanie, wołałam do niej: „O Maryjo, Matko Tego, który zmartwychwstał i żyje, jestem w grobie z Leylą, z tymi wszystkimi, których mordują. Ratuje mnie! Nie zostawiaj mnie wśród umarłych!”.