Piątek jest we Foyer St. Dominique dniem ciszy. Przed przyjazdem tutaj nie wierzyłem, że takie coś jest możliwe w domu pełnym dzieciaków w różnym wieku. A jednak: cisza rano i przy wyjściu do szkoły. Rozmowy tylko szeptem. Trochę więcej wybacza się najmłodszym ale i oni są upominani przez starszych. W takiej atmosferze pomyślałem o napisaniu paru słów o, nazwijmy to, tutejszej sferze ducha. Chociaż w afrykańskiej rzeczywistości jest to chyba określenie nie mające zastosowania – wszak wszystko tu jest mniej lub bardziej sferą duchową i nie da się wykreślić precyzyjnej granicy między sacrum a profanum. Wszystkie sfery życia są jakąś duchowością (chrześcijańską, muzułmańską czy animistyczną) przesiąknięte i nikomu nie przyszłoby do głowy zastanawiać się nad obecnością krzyża w biurze czy głośnym słuchaniem tutejszego Radia Maryja.
Sfera duchowa
Nie ma jeszcze piątej rano, gdy przez ciemności nocy dociera do naszego pokoju melodyjne wezwanie muezzina na przedporanną modlitwę w niedalekim meczecie. Myślałem, że to dlatego, iż dzisiaj piątek – muzułmańska niedziela. Jednak podobno jest tak codziennie, tylko nie zawsze wiatr głos ten donosi. Pół godziny później dociera przez wzgórza dźwięk dzwonów z oddalonego dobry kilometr-dwa kościoła. Cały Kamerun, skupiający w swej stolicy różne wiary swoich obywateli. W czymś w rodzaju biura usług informatycznych (przepisywanie dokumentów, wydruki i skanowanie) słychać dźwięki wymienionej wyżej, chrześcijańskiej rozgłośni. Na ekranie wygaszacz o treści Ja, Pan, aniołom swoim każę Cię nosić czy cos w tym stylu (nie notowałem, zdjęć tez nie wypadało robić). Mijane po drodze taksówki dumnie noszą wypisane na zderzakach nazwy typu Chwała Pana, Panie strzeż mnie czy Królowa Niebios. Po drodze widać wiele bilboardów i ogłoszeń różnych kongregacji protestanckich o apokaliptycznych nazwach typuKościół Ostatniej Trąby. Między nimi katolickie kapliczki i sale różnych stowarzyszeń. Nie brak też kościoła prawosławnego (Patriarchat Aleksandrii i Całej Afryki) oraz katolickiego – wschodniego. W samym centrum uwagę zwraca nowoczesny, acz bez wydziwiań, gmach katolickiej katedry z interesującym przedstawieniem Maryi i Jezusa nad głównym ołtarzem. W bocznej kaplicy niespodzianka – obraz Jezusa Miłosiernego, jakże nam, Polakom, bliski. Z drugiego kąta świątyni dobiega wspólna modlitwa grupy ludzi – a jest 10 rano, w środę. Przy wyjściu z katedry zaczepiają nas uliczni sprzedawcy wydawnictw, różańców czy figurek.
Dzień później, przy okazji wizyty na targu i załatwianiu interesów z krawcami, inne obrazki. To już dzielnica muzułmańska, zatem wszyscy mężczyźni w długich, luźnych szatach. Widać też kobiety w chustach, ale zwraca uwagę, że nie wszystkie się tak noszą, w odróżnieniu np. od Brukseli. Tutejszy islam ma dość łagodne oblicze, chociaż podobno i w Kamerunie (na jego dalekiej północy) Boko Haram zdobywa zwolenników. W porze południowej modlitwy faceci rozkładają po prostu na chodniku swoje maty i zwracają się na wschód – tam, gdzie Mekka. We wspomnianym warsztacie krawieckim widoczne duże napisy Boży ołówek nie ma gumki.
Między tym wszystkim dziesiątki reklam usług wróżek, czarowników czy uzdrowicieli „naturalnych”. Nawet w rozmowach osób wykształconych, w rodzinach od pokoleń chrześcijańskich, temat czarów, duchów i złych uroków nadal jest obecny. Ale czy we wczesnośredniowiecznej Polsce, w czasach Bolesława Krzywoustego, było inaczej? Tyle bowiem mniej więcej lat, ile minęło od Chrztu Polski do rozbicia dzielnicowego, ma kameruńskie chrześcijaństwo. Pierwsi misjonarze dotarli tu dopiero w czasach niemieckich, pod koniec XIX wieku. Stąd nie dziwią groby przy domach – w końcu zmarłych przodków nie wypada wywozić na odległe cmentarze. Zresztą takowych i tak tutaj nie ma.
Jako że dzisiaj piątek, po południu zamiast różańca jest wspólna droga krzyżowa. Wielki Post ze wszystkimi swoimi atrybutami, odkrywanymi na nowo w egzotycznej otoczce.
Rafał Kabaciński, przyjaciel misji, który wraz z małżonką gościł w Foyer St. Dominique przez 2 tygodnie.