W czwartek, piętnastego października, w dniu wspomnienia świętej Teresy z Avili, po godzinie dziesiątej rano przyjechałem samochodem z Bożej Woli do szkoły w Falenicy. Odmówiłem różaniec, a później słuchałem Jedynki w radiu, programu „Cztery pory roku” na temat: Czy w szkole powinny być lekcje religii? Słuchałem zaledwie przez dwadzieścia minut, ponieważ już dotarłem na miejsce i szkoła czekała na mnie, ale audycja była ciekawa i dała do myślenia.
Pierwsza idea, która przyszła do mnie: tak, głos za głos, trzeba słuchać ludzi, ponieważ wszyscy mają własne powody i swoje racje. Wszystkie głosy, które słyszałem – około dziesięciu – miały uzasadnione argumenty czasami paradoksalne: agnostyk chciał, by nauczanie religii było kontynuowane w szkole, a matka wierząca, praktykująca i antyklerykalna nie pragnęła religii dla swoich dzieci w szkole i żądała, aby przynajmniej lekcje religii były na początku lub pod koniec zajęć szkolnych.
Jako dla księdza należącego do Kościoła Katolickiego jasnym jest, że jestem pozytywnie nastawiony do religii w szkole. Uważam, że religia chrześcijańska daje realistyczną wizję człowieka i świata, uczy ludzi dobrych – może najlepszych – reguł moralnych, sprawia, by społeczeństwo było bardziej sprawiedliwe i miłosierne czyli bardziej ludzkie.
Wiadomo, że rodzice mają niezbywalne prawo, by ich własne dzieci otrzymały formację według ich własnego światopoglądu. Św. Jan Paweł II, wielki autorytet moralny dla wielu Polaków, pisze w swoim liście do rodzin w 1994 r.: „Wszyscy inni uczestniczący w procesie wychowania mogą realizować swoje obowiązki jedynie w imieniu rodziców, za ich zgodą i do pewnego stopnia z ich autoryzacją”.
Podobno ponad dziewięćdziesiąt procent rodziców polskich chce, by była religia w szkole. Wydaje się, że społeczeństwo jest jednomyślne w tej dziedzinie, a mimo wszystko są głosy sprzeciwu. Kiedy człowiek nie wie o co chodzi, prawdopodobnie chodzi o pieniądze.
Mówiąc o pieniądzach trzeba powiedzieć coś więcej, mianowicie – Sobór Watykański II w swojej Deklaracji Gravissimum educationis naucza, że władza publiczna „jest zobowiązana, zgodnie z zasadami sprawiedliwości dystrybucyjnej, do zapewnienia takiego asygnowania subwencji publicznych dla szkół, aby rodzice byli naprawdę wolni w wyborze szkół dla swoich dzieci, zgodnie z ich sumieniem.” (nr. 6). Z tego powodu ważne jest, aby ci, którzy zaangażowani są w politykę i media szukali metod ochrony tego prawa i promowali je w całej rozciągłości.
Polska ma w tej dziedzinie rozwiązanie podobne do innych krajów europejskich. Religia w szkołach nie jest sprzeczna z konstytucją i respektuje niezależność Państwa od Kościoła dzięki współpracy. Warto zacytować tutaj polską konstytucję: „Religia kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej może być przedmiotem nauczania w szkole, przy czym nie może być naruszona wolność sumienia i religii innych osób” (rt. 53, 4).
Sprawa ma wiele aspektów i trzeba szanować mniejszości. Osobiście uważam, że religia i katecheza są między sobą kompatybilne; obydwie powinny przebywać w swoim naturalnym środowisku. Uważam za dobre zjawisko, że religia jest w szkołach i złe zjawisko, że katechezy nie ma w kościołach: jedna i druga są potrzebne i konieczne. Religia kojarzy się z nauką, wiedzą, teologią. Pamiętajmy, że wiele państwowych uniwersytetów ma kierunek teologii, ponieważ teologia to nauka. Natomiast katecheza ma charakter praktyczny: jak się modlić, jak pobożnie uczestniczyć w liturgii, itd.
Myślę, że zgoda jest i będzie. Również myślę, że wielu księży, zakonnic i zakonników są w stanie pracować w szkole ucząc religii bez otrzymania sprawiedliwej zapłaty. Mam przyjaciela, który całkiem inaczej myśli na ten temat, ale nie będę z nim się kłócił, ponieważ „prawdziwa przyjaźń zakłada także serdeczny wysiłek, żeby zrozumieć przekonania naszych przyjaciół, nawet gdybyśmy nie potrafili ich podzielać ani zaakceptować” (Bruzda, 746).