– Johny, do you like a rainy season?
– Yes! Rain is good(u), full(u) food!
Pora sucha zmechaciła niebo. Zabrała mu błękit w zamian za kolor wypłowiały, który uzyskała za pomocą temperatury i dymu z pożarów.
Pora deszczowa budzi kolory. Codziennie oblewa je litrami wody, żeby wydobyć więcej zieleni z zielonego, więcej błękitu z błękitnego i więcej żółci z żółtego.
Pora deszczowa to sprint. Dystans jest krótki. Zaczyna się przy bramie, a kończy za drzwiami domu. Kilka metrów wystarczy, aby wyglądać jakby się wpadło do jeziora. W biegu biorą udział wszyscy. Długość sprintu zależy od miejsca, w którym poczuło się pierwszą krople deszczu. Szczęściarze na mecie zatrzymują się w suchym pomieszczeniu, który chroni dach z blachy. Reszta wbiega pod dach z trawy i moknie dalej.
Pora deszczowa to latające owady. Mrówki, które w zeszłym miesiącu, gryzły dzieci w stopy, w tym miesiącu są zjadane przez dzieci. Deszcz wyciąga z ich tułowia skrzydła. Miliony latających mrówko-szybowców unoszą się nad ziemią. Z daleka wyglądają jak spadający śnieg.
Pora deszczowa to przypływy i odpływy. To droga, która zamienia się w rzekę. To boisko, które zamienia się w jezioro. To drzewo, które zamienia się w wodospad. Woda pcha się do psiej budy i do grzęd w kurniku. Z każdej dziury zrobi kałużę, z każdego piasku błoto.
Pora deszczowa to muzyk. Chce żeby jego muzyka była głośniejsza od wszystkich innych dźwięków. Wyposaża krople wody w cymbałki i bębny. Deszcz gra na dachu kościoła i swoją pieśnią zagłusza księdza, mówi który kazanie. Gra na kamieniach i piasku. Dźwięki budują niewidzialne mury wokół ludzi, którzy krzyczą do siebie z daleka.
Pora deszczowa to dzieci, które skaczą po drzewach. Owoce od tygodni czekały na wodę, aby nabrać sił. Przyciągają jak magnes. Gałęzie łapią małe dłonie, kora klei się do stóp i pcha Murzyniątka ku górze. Dzieci poruszają się po drzewach jak węże – są giętki i zwinne. Kilka ruchów i w ręce młodszego rodzeństwa – które czeka pod drzewem, wpada mango, papaja, jackfruit, awokado.
Pora deszczowa zamyka przestrzeń wokół mnie. Czuję się jak mała myszka zamknięta w klatce deszczu, która ogranicza moje ruchy. Podsuwa mi pod nos perfumy, które pachną czerwoną ziemią i mokrą trawą. Pora deszczowa zmywa atrament, którym napisany był mój plan dnia. To ona dyktuje, kiedy zagram z dziećmi w netball, a kiedy rozdam im kredki. Budzi mnie w nocy, żebym mogła posłuchać jak gra i przykrywa kocem, który leżał w rogu łóżka od sierpnia.
Pora deszczowa to dyktator, którego kadencja trwa pół roku. Nikogo nie pyta się o zdanie, nie potrzebuje doradców i przedstawicieli. Pojawia się i znika, a ludzie dostosowują się do jego rytmu – poddani i posłuszni.
Ilona Kaczmarek
Zambia, Lufubu
3 listopada 2012