Minęło sześć miesięcy mojej misji w Zambii. Codziennie żyję tak samo. Msza, szkoła, klinika, zajęcia z dziewczynkami, różaniec, czas nauki, chwila na internet i spać. Mój dom to 13 hektarów ziemi otoczonych wysokim murem. Jedynie w weekendy opuszczam placówkę.
„Miałaś ostatnio jakieś przygody?”, „Co ciekawego się wydarzyło?” – pytają mnie znajomi z Polski. Zawsze wydaje mi się, że moje odpowiedzi nie będą zadowalające. Nic, co mogłoby być interesujące dla nich, nie wydarzyło się.
Jestem powsinogą. Nigdy nie umiałam usiedzieć w jednym miejscu. Tutaj siedzę już pół roku. Nieraz słyszę: „Współczuję ci tej misji!”, „Na serio o 21:00 musicie być już w swoim domku?”, „Strasznie tu nudno!” A ja przeżywam najpiękniejszy czas w swoim życiu. Uczę się cieszyć z danej chwili, z tego co mam.
Najszczęśliwszą czyni mnie Msza Święta. Szczególnie ta we wspólnocie. Cała olbrzymia rodzina zbiera się wtedy wokół ołtarza, żeby wychwalać naszego Tatę – Boga. Śpiewy są takie głośne, że gdybyście się wsłuchali, to pewnie doszłyby do waszych uszu w Polsce. Całe ciało tańczy, a serce podskakuje radośnie w rytm bębnów.
Każdego ranka wstaję rano i uśmiecham się szeroko. Szczególnie kiedy pomarańczowe słońce krzyczy do mnie przez okno: „Wstawaj! Nowy dzień!”. Szczerzę się, kiedy spotkam po drodze ze szkoły pierwszoklasistów. Przybiega do mnie gromadka dzieci. Każde po kolei przytula się na powitanie. Moje ręce dopada kilkanaście malutkich, czarnych łapek. Chwytają mnie tak, że od dłoni do przedramienia ciężko jest dostrzec białą skórę.
„Odprowadzimy cię do kliniki Patrycja!” – ogłaszają. Dochodzimy do okrągłego starego domku. Maluchy ustawiają się w kolejce, żeby dostać witaminkę i kolejny uścisk.
Rozpiera mnie radość kiedy wracam z tańców z dziewczynkami. Nogi uginają się pod ciężarem zmęczenia. W drodze do domu nadal słyszę muzykę i tańczę. Nie zastanawiam się czy ktoś mnie widzi.
Czy jestem szczęśliwa bo jestem w Afryce? Zdecydowanie nie! Jestem szczęśliwa, bo jestem z Jezusem! Byłam też szczęśliwa z Nim w Polsce.
Życzę każdemu z Was tego prawdziwego szczęścia. Tego, które wypływa z serca i rozlewa się na całe ciało. Tego, które niezależnie co się dzieje na zewnątrz zawsze będzie rozchmurzało. Takiego, którego żadne burze, wichry i huragany nie będą w stanie zabrać. Tego, które pochodzi od Chrystusa.
Patrycja Szczeradłowska
Zambia, Lusaka
16 luty 2014