Uczestnicząc w uroczystościach pogrzebowych śp. ks. abpa Józefa Życińskiego zastanawiałem się nad przesłaniem, jakie chce nam przekazać on sam. Wiele napisano w tych dniach okolicznościowych pośmiertnych tekstów, powiedziano wiele kazań i podziękowań. Jednak idąc w piątkowym kondukcie żałobnym z KUL-u do katedry lubelskiej czy modląc się w czasie sobotniej Mszy pogrzebowej miałem poczucie, że nie potrafiliśmy skorzystać z daru jakim był zmarły dla nas i całego Kościoła, że odbieraliśmy i ocenialiśmy go zbyt pobieżnie.
Był moim profesorem, promotorem doktoratu, przewodnikiem intelektualnym, uniwersyteckim mistrzem. Uczył mnie odwagi w myśleniu, w podejmowaniu analizy aktualnych spraw i tematów oraz wytrwałego dialogu ze współczesną filozofią, kulturą i nauką. Zachęcał do nowych lektur, do wchodzenia na współczesne areopagi debaty publicznej i naukowej, do twórczego odczytywania nauczania Kościoła.
Dawał przykład twórczego rozwijania refleksji filozoficznej w kluczowych dla chrześcijańskiego światopoglądu tematach. Prowadził nas, swych studentów, po meandrach dialogu między nauką i wiarą, ukazywał nam chrześcijańskie inspiracje w powstaniu nauki nowożytnej, szukał Boga we współczesnych tekstach filozoficznych (również postmodernistycznych), ukazywał głębię intelektualnego dziedzictwa Jana Pawła II, tworzył podstawy ewolucjonizmu chrześcijańskiego, badał granice racjonalności, szukał sensu w stworzeniu, tworzył język adekwatny do opisu nowych rzeczywistości.
Podziwiliśmy jego pracowitość i organizację czasu, erudycję, rozległość zainteresowań i wspaniałą pamięć, umiejętność syntezy i riposty. Widzieliśmy też, iż niepowtarzalny styl, tembr głosu, a zwłaszcza prowadzone polemiki u niektórych wzbudzają zawiść, gniew i agresję. Nigdy jednak się nie zrażał i nie obrażał, choć kolejne ciosy i zniewagi musiały go boleć. Czasem przypominał, że widownia procesu Jezusa wybrała przecież Barabasza a nie ubiczowanego Mistrza z Nazaretu. Cytował nam też Herberta przytaczając z pamięci obszerne teksty, w tym „Przesłanie Pana Cogito” z pamiętnym poleceniem „Bądź wierny Idź”.
Mam dziś wrażenie, iż był rzadkim w Polsce przykładem księdza kochającego Kościół i Papieża, służącemu mu wszystkim swoimi stale rozwijanymi talentami, ortodoksyjnego a jednocześnie bardzo wrażliwego na sprawy społeczne, na współczesną kulturę i trendy nauki, na potrzeby potrzebujących pomocy i wsparcia. Jego „ekspandujący horyzont przygody intelektualnej” w którym powinny współistnieć „szacunek dla rozumu i otwarcie na tajemnicę” pozostał jednak za trudny dla wielu współczesnych…