„Radość miłości i niepokój teologów w niektórych komentarzach na temat adhortacji apostolskiej «Amoris laetitia»” – takim tytułem opatruje swój artykuł na łamach watykańskiego dziennika „L’Osservatore Romano” prof. Rocco Buttiglione z Katedry Jana Pawła II filozofii i historii instytucji europejskich na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim. – Papież zachęca osoby rozwiedzione, które żyją w nowych związkach, do rozpoczęcia (lub kontynuowania) drogi nawrócenia.
Zachęca je, aby badały swoje sumienie i korzystały z pomocy kierownika duchowego. Zachęca je, aby udały się do konfesjonału i przedstawiły swoją sytuację. Zachęca penitentów i spowiedników do rozpoczęcia procesu rozeznania duchowego. Adhortacja apostolska nie mówi, w jakim punkcie tego procesu będą oni mogli otrzymać rozgrzeszenie i przystąpić do komunii św. Nie mówi tego, ponieważ zbyt wielka jest różnorodność sytuacji i ludzkich okoliczności – pisze włoski filozof, znawca myśli św. Jana Pawła II.
Pamiętam, że dawno temu widziałem rysunek satyryczny w dzienniku francuskim, wydaje mi się, że był to „L’Aube”. Wielka liczba teologów, każdy ze swojego pagórka, obserwuje uważnie horyzont, szukając Chrystusa. Natomiast dzieci w dolinie znalazły Jezusa. On ujął je za ręce i razem przechadzają się pośród teologów, którzy Go nie rozpoznają. Teolodzy patrzą w dal, tymczasem On jest pomiędzy nimi.
Przychodził mi na myśl ten rysunek sprzed wielu lat, gdy czytałem niektóre komentarze na temat „Amoris laetitia”, a ogólniej na temat pontyfikatu Papieża Franciszka. Sensus fidei chrześcijańskiego ludu od razu go uznał i za nim poszedł. Natomiast niektórzy mędrcy mają trudności w zrozumieniu go, krytykują, przeciwstawiają tradycji Kościoła, a w szczególności przeciwstawiają go jego wielkiemu poprzednikowi św. Janowi Pawłowi II. Wydają się zbulwersowani faktem, że nie znajdują w jego tekście potwierdzenia własnych teorii, a nie chcą wyjść ze swoich schematów myślowych, aby usłyszeć zaskakującą nowość jej przesłania. Ewangelia jest wciąż nowa i zawsze dawna. Właśnie dlatego nie jest nigdy stara.
Spróbujemy teraz odczytać najbardziej kontrowersyjną część „Amoris laetitia” oczami dziecka. Część budząca największe kontrowersje to ta, gdzie Papież mówi, że pod pewnymi warunkami i w pewnych okolicznościach niektóre osoby rozwiedzione, które zawarły ponowne związki małżeńskie, mogą przyjąć komunię św.
Jako dziecko uczyłem się katechizmu przed pierwszą komunią św. Był to katechizm Papieża niewątpliwie antymodernistycznego – św. Piusa X. Pamiętam, że wyjaśniał, iż aby przyjąć komunię św., trzeba mieć duszę wolną od grzechu śmiertelnego. I wyjaśniał także, co to jest grzech śmiertelny. Grzech jest śmiertelny, gdy zachodzą trzy warunki. Musi być zły czyn, poważnie sprzeczny z prawem moralnym – materia wielkiej wagi. Stosunki seksualne pozamałżeńskie są bez wątpienia poważnie sprzeczne z prawem moralnym. Tak było przed „Amoris laetitia”, tak jest nadal według „Amoris laetitia” i naturalnie będzie także po „Amoris laetitia”. Papież nie zmienił nauczania Kościoła.
Św. Pius X mówi jednak także coś innego. Muszą zaistnieć dwa inne warunki, oprócz poważnej materii, aby grzech był śmiertelny. Musi być pełna świadomość niegodziwości popełnianego czynu. Pełna świadomość oznacza, że człowiek musi być przekonany w sumieniu o niegodziwości czynu. Jeżeli jest przekonany w sumieniu, że czyn nie jest (poważnie) niegodziwy, czyn ten będzie materialnie zły, ale nie może być poczytywany jako grzech śmiertelny. Ponadto człowiek musi wyrazić dobrowolną zgodę na zły czyn. Oznacza to, że grzesznik jest wolny, by działać lub nie działać: jest wolny, by postąpić w taki lub inny sposób, a nie znajduje się w sytuacji skrępowania lub lęku, która zmusza go do uczynienia czegoś, czego wolałby nie uczynić.
Czy możemy wyobrazić sobie okoliczności, w jakich osoba rozwiedziona, która zawarła ponowny związek, może się znaleźć w sytuacji poważnej winy bez pełnej świadomości i dobrowolnej zgody? Została ochrzczona, jednak w rzeczywistości nigdy nie była ewangelizowana, zawarła związek małżeński w sposób powierzchowny, a potem została porzucona. Związała się z osobą, która pomogła jej w trudnych chwilach, pokochała ją/go szczerze, stała się dobrym ojcem lub dobrą matką dla dzieci z pierwszego małżeństwa.
Mogłaby jej/jemu zaproponować wspólne życie jak brat z siostrą, ale co zrobić, jeżeli druga osoba tego nie akceptuje? W pewnym momencie swojego udręczonego życia ta osoba doznaje fascynacji wiarą, po raz pierwszy otrzymuje prawdziwą ewangelizację. Być może pierwsze małżeństwo nie jest naprawdę ważne, ale nie ma możliwości udania się przed trybunał kościelny czy dostarczenia dowodów nieważności. Nie podajemy więcej przykładów, aby nie wdawać się w nieskończoną kazuistykę.
Co mówi nam w tego rodzaju przypadkach „Amoris laetitia”? Może dobrze będzie zacząć od tego, czego nie mówi adhortacja apostolska. Nie mówi, że osoby rozwiedzione, żyjące w ponownych związkach, mogą spokojnie przyjmować komunię. Papież zachęca osoby rozwiedzione, które żyją w nowych związkach, do rozpoczęcia (lub kontynuowania) drogi nawrócenia. Zachęca je, aby badały swoje sumienie i korzystały z pomocy kierownika duchowego. Zachęca je, aby udały się do konfesjonału i przedstawiły swoją sytuację. Zachęca penitentów i spowiedników do rozpoczęcia procesu rozeznania duchowego. Adhortacja apostolska nie mówi, w jakim punkcie tego procesu będą oni mogli otrzymać rozgrzeszenie i przystąpić do komunii św. Nie mówi tego, ponieważ zbyt wielka jest różnorodność sytuacji i ludzkich okoliczności.
Droga, którą proponuje Papież rozwiedzionym, którzy zawarli ponowne związki, jest dokładnie taka sama, jaką Kościół wskazuje wszystkim grzesznikom: idź i wyspowiadaj się, a twój spowiednik, rozważywszy okoliczności, zdecyduje, czy dać ci rozgrzeszenie i dopuścić cię do komunii św., czy też nie.
To, że penitent żyje w obiektywnym stanie grzechu ciężkiego, jest, z wyjątkiem skrajnego przypadku nieważnie zawartego małżeństwa, bezsprzeczne. Natomiast czy ponosi pełną subiektywną odpowiedzialność za tę winę, trzeba stwierdzić. W tym celu idzie do spowiedzi.
Niektórzy twierdzą, że mówiąc te rzeczy, Papież przeciwstawia się wielkiej batalii Jana Pawła II przeciwko subiektywizmowi w etyce. Tej batalii poświęcona jest encyklika „Veritatis splendor”. Subiektywizm w etyce mówi, że dobro lub niegodziwość ludzkich czynów zależy od intencji tego, kto je popełnia. Jedyną rzeczą dobrą samą w sobie na świecie jest, według subiektywizmu w etyce, dobra wola. Aby osądzić czyn, musimy zatem wziąć pod uwagę konsekwencje zamierzone przez tego, kto go dokonuje. Każdy czyn może być dobry luby zły, według tej etyki, zależnie od towarzyszących mu okoliczności. Papież Franciszek, w doskonałej harmonii ze swoim wielkim poprzednikiem, mówi nam natomiast, że niektóre czyny są ze swej natury niegodziwe (na przykład cudzołóstwo), niezależnie od okoliczności, jakie mu towarzyszą, a także od intencji tego, kto je popełnia. Św. Jan Paweł II nie miał wszak nigdy wątpliwości, że okoliczności wpływają na ocenę moralną tego, kto popełnia dany czyn, sprawiając, że jest on bardziej lub mniej odpowiedzialny za czyn obiektywnie niegodziwy, którego się dopuścił. Żadna okoliczność nie może sprawić, że dobry będzie czyn, który jest z natury swej zły, jednak okoliczności mogą zwiększyć lub zmniejszyć odpowiedzialność moralną osoby, która go popełniła. O tym właśnie mówi nam Papież Franciszek w „Amoris laetitia”. Zatem w „Amoris laetitia” nie ma żadnej etyki okoliczności, ale jest klasyczna równowaga tomistyczna, która odróżnia osąd nad czynem od sądu nad tym, kto go dokonuje, w którym muszą być wzięte pod uwagę okoliczności łagodzące lub uwalniające.
Inni krytycy przeciwstawiają wprost „Familiaris consortio” (n. 84) i „Amoris laetitia” (n. 305, ze słynnym przypisem 351). Św. Jan Paweł II mówi, że rozwiedzeni, którzy zawarli nowe związki, nie mogą przyjmować komunii św., natomiast Papież Franciszek mówi, że w niektórych przypadkach mogą. Może nie jest sprzeczność!
Spróbujmy jednak odczytać ten tekst w sposób głębszy. Niegdyś osoby rozwiedzione, które ponownie zawarły małżeństwo, były ekskomunikowane i wykluczone z życia Kościoła. Nowy „Codex iuris canonici” – Kodeks Prawa Kanonicznego i „Familiaris consortio” znoszą ekskomuniki, osoby te są zachęcane do uczestniczenia w życiu Kościoła i wychowywania po chrześcijańsku swoich dzieci. Była to decyzja nadzwyczaj śmiała, która zrywała z wielowiekową tradycją. „Familiaris consortio” mówi nam jednak, że osoby rozwiedzione, które ponownie zawarły związek małżeński, nie będą mogły przyjmować sakramentów. Powodem jest to, że żyją w publicznej kondycji grzechu i że trzeba wystrzegać się dawania powodu do zgorszenia. Te motywacje są tak silne, że wydaje się zbędne sprawdzanie ewentualnych okoliczności łagodzących.
Teraz Papież Franciszek mówi nam, że warto dokonać tej weryfikacji. Cała różnica między „Familiaris consortio” i „Amoris laetitia” tkwi w tym. Nie ma wątpliwości, że człowiek rozwiedziony, żyjący w nowym związku, obiektywnie jest w stanie grzechu ciężkiego; Papież nie dopuszcza go z powrotem do komunii, lecz, jak wszystkich grzeszników, do spowiedzi. W niej opowie ewentualne okoliczności łagodzące i usłyszy, czy i pod jakimi warunkami może otrzymać rozgrzeszenie.
Św. Jan Paweł II i Papież Franciszek oczywiście nie mówią tego samego, ale nie zaprzeczają sobie w kwestii teologii małżeństwa. Posługują się natomiast w sposób odmienny i w różnych sytuacjach władzą rozwiązywania i zawiązywania, którą Bóg powierzył Następcy Piotra. Aby lepiej tę kwestię zrozumieć, spróbujmy postawić sobie następujące pytanie: czy istnieje sprzeczność między papieżami, którzy ekskomunikowali osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach, a Janem Pawłem II, który zniósł ekskomunikę?
Wcześniejsi papieże zawsze wiedzieli, że niektóre osoby rozwiedzione, które zawarły ponowne małżeństwa mogły być w łasce Bożej ze względu na rozmaite okoliczności łagodzące. Dobrze wiedzieli, że ostatecznym sędzią jest tylko Bóg. Obstawali jednak przy ekskomunice, ażeby wzmocnić w świadomości ludu prawdę o nierozerwalności małżeństwa. Była to słuszna strategia duszpasterska w jednolitym społeczeństwie, jakim było społeczeństwo w minionych wiekach. Rozwód był czymś wyjątkowym, rozwiedzeni, którzy zawarli ponowne związki, byli nieliczni, a wykluczając w bolesny sposób z komunii św. również tych, którzy w rzeczywistości mogliby ją przyjmować, broniło się wiary ludu.
Obecnie rozwód jest zjawiskiem masowym i istnieje niebezpieczeństwo, że pociągnie za sobą masową apostazję, jeżeli faktycznie osoby rozwiedzione, żyjące w nowych związkach, opuszczą Kościół i nie zadbają o chrześcijańskie wychowanie swoich dzieci. Społeczeństwo nie jest już jednorodne, stało się rozmyte. Liczba rozwiedzionych jest bardzo duża i oczywiście wzrosła również liczba tych, którzy żyją w sytuacji „nieprawidłowej”, ale mogą subiektywnie być w łasce Bożej. Istnieje potrzeba wypracowania nowej strategii duszpasterskiej. Dlatego Papieże zmienili nie prawo Boże, ale prawa ludzkie, które z konieczności mu towarzyszą, zważywszy że Kościół jest społecznością ludzką i widzialną.
Czy ta nowa zasada stwarza problemy i niesie ze sobą niebezpieczeństwa? Z pewnością. Czy istnieje niebezpieczeństwo, że niektórzy przystąpią w sposób świętokradczy do komunii, nie będąc w stanie łaski? Jeżeli to uczynią, będą spożywali i pili swoje potępienie.
Ale czy i stara zasada nie niosła ze sobą niebezpieczeństwa? Czyż nie istniało niebezpieczeństwo, że niektórzy (lub liczni) zatracą się, ponieważ zostali pozbawieni wsparcia sakramentalnego, do którego mieli prawo? Do konferencji episkopatów poszczególnych krajów, do każdego biskupa, a w ostatecznej instancji do każdego poszczególnego wiernego należy przyjęcie odpowiednich środków, aby wyciągnąć maksymalne korzyści z tej linii pasterskiej, a zredukować do minimum wiążące się z nią niebezpieczeństwa. Przypowieść o talentach uczy nas, że trzeba zaakceptować ryzyko, ufając w miłosierdzie.
Rocco Buttiglione, Katedra Jana Pawła II filozofii i historii instytucji europejskich, Papieski Uniwersytet Laterański.