– Święta i atmosfera świąteczna są wciąż potrzebne. Ludzie niewierzący potrafią śpiewać kolędy, bo są one nośnikiem nie tylko religii, ale też niezwykłego, rodzinnego czasu – powiedział dr Tomasz Nowak w rozmowie z KAI. Muzykolog z Uniwersytetu Warszawskiego zwraca uwagę na szczególne walory kolęd, które skłaniają do przemyśleń nad życiem i upływem czasu.
Anna Rasińska (KAI): Kolęda kojarzy się bezpośrednio z Bożym Narodzeniem, które jest świętem chrześcijańskim. Czy właśnie takie jest pochodzenie tego gatunku?
Dr Tomasz Nowak: Na ziemiach polskich nie używano początkowo określenia „kolęda”. Kiedy pojawiły się struktury kościelne, a następnie wizyty duszpasterskie proboszcza, które wiązały się również z datkami na parafię, nazwano je „kolędą” od rzymskiego terminu „calendae”, oznaczającego pierwszy dzień miesiąca, w którym przypadał czas płacenia długów oraz wręczania podarków.
Następnie zaczęto tę nazwę przesuwać na „pieśni życzące” i dodawać do nich postać Jezusa, św. Jana – te postacie zastąpiły stare bóstwa będące np. personifikacją sił natury. To był widoczny znak tego, że chrześcijaństwo jest coraz powszechniejsze.
Co ciekawe kolędy najpierw dotyczyły Jezusa i św. Jana, dopiero potem Maryi i Józefa. Najprawdopodobniej dlatego, że właśnie tak przebiegała katecheza.
Istnieją teorie, że to św. Franciszek z Asyżu był autorem pierwszej kolędy, skąd takie przypuszczenia?
– Na pewno św. Franciszek i zakon franciszkanów rozwinęli tradycję budowania żłóbków i inscenizowania sytuacji narodzin Chrystusa, a towarzyszyły temu pieśni, czyli coś, co lud zawsze uwielbiał.
Biblia pauperum, którą znamy z czasów wczesnego średniowiecza, obrazująca sceny z Pisma Świętego malowane, rzeźbione na ścianach kościołów, na filarach, w ołtarzach, w kodeksach została rozwinięta właśnie przez św. Franciszka, który widział, że jest to wielkie pole do popisu w kwestii ewangelizacji dla ludowych misjonarzy.
Inscenizowanie żłóbka i śpiewanie prostych pieśni z przekazem religijnym, jest w dużej mierze zasługą św. Franciszka. Choć wiemy, że hymny i pieśni związane z Bożym Narodzeniem były obecne dużo wcześniej.
Jak dalej kształtowały się kolędy na gruncie polskim?
– Była to pewna droga – od czasu, kiedy zaczęliśmy przyjmować hymny łacińskie wraz z melodią, przez tworzenie tłumaczeń, potem własnych tekstów, własnych melodii, aż do momentu kiedy tworzyliśmy swoje melodie, na własnych idiomach kulturowych. Najstarsze znane nam polskie kolędy pochodzą z XV wieku.
XVII wiek, to wspaniały okres dla kolęd, kiedy zaczyna się rozwijać lokalna twórczość poetycka, szczególnie ta jarmarczna, co nie znaczy, że nieprzystojna, ale po prostu, niezbyt wyszukana, a przez swoją prostotę łatwiejsza w odbiorze.
Natomiast XVIII w. był czasem, kiedy kolędowanie wchodzi na wyższy poziom i unarodowia się. Do tego doszła świadomość odrębności kulturowej, m.in. za sprawą Sasów, którzy chcieli np. by na dworze tańczyć polonezy, mazury. I oto nasze kolędy stają się bardzo polonezowe, mazurowe.
W Wielkopolsce odnaleziono dużo różnych pastoreli z tego okresu – utworów, które wykonywano w niezbyt dużych miastach, przy klasztorach, często w rytmice polonezowej. To dla nas jasny sygnał, że XVIII w. jest okresem świadomej twórczości, w poczuciu, że to nasza własna, odrębna kultura.
W niektórych kolędach można wyczuć klimat góralski, np. “Oj maluśki maluśki”, czy faktycznie takie jest ich pochodzenie?
– Żadne źródło historyczne dotyczące folkloru góralskiego, nie potwierdza takiego pochodzenia tej kolędy, czy raczej pastorałki. Badacze, którzy zajmowali się tym repertuarem wskazują, że pod względem literackim, widać, że ktoś posiadał kunszt słowa, ktoś raczej stylizował na gwarę, bo jak zauważają dialektolodzy, są popełnione błędy, niekonsekwencje gwarowe. Jest to raczej twórczość literacka ze stylizacją folkloru.
Folkloryści muzyczni podkreślają, że stylistyka wcale nie jest góralska, a w formie widać wyraźne wpływy śpiewów liturgicznych. Być może kolęda ta jest autorstwa klarysek w Staniątkach, gdzie powstawało dużo ciekawych pieśni, znaleziono tam również odpis tej pastorałki.
Dzisiaj już nie sposób dyskutować o pochodzeniu tej pieśni, ponieważ górale przyjęli ją za swoją kolędę i tak się utarło, więc prawda historyczna sobie, ale pewna mitologia zrobiła swoje.
Kolędy w różnych momentach w dziejach Polski spełniały różne zadania. Czy można im przypisać inne funkcje? Np. do kolędy Franciszka Karpińskiego dopisano zwrotkę “Pociesz Jezu kraj płonący”.
– Franciszek Karpiński jest przykładem chyba najbardziej świadomego twórcy, w momencie gdy tworzył kolędy, były już one mocno osadzone w kulturze polskiej. On sam wznosi tę twórczość na wyższy poziom. Jego kunszt jest wielki, ale w pewnym stopniu wsteczny. W czasach jemu współczesnych panował klasycyzm, a on sięga do barokowych figur artystycznych, np. używając oksymoronów – „ogień krzepnie, blask ciemnieje, ma granice nieskończony…” . To jest też powód, dla którego my tak kochamy te kolędy.
Okazuje się, że najlepiej „chwytają” kolędy, które odnoszą się do aktualnych treści i wątków muzycznych. Jeśli jakieś wątki muzyczne i słowne stają się niezrozumiałe, kolędy te odchodzą na dalszy plan.
W Polsce byliśmy długo krajem niepiśmiennym, co spowodowało, że utrwaliły się tylko te pieśni, które trafiły do ludu i były najbardziej aktualne, a pieśni, które uważano za ważne, były często aktualizowane.
Polacy czuli potrzebę wyrażenia swoich przeżyć i ekspresji, w kolędzie mówiącej o Chrystusie, który towarzyszy im w tych trudnych chwilach; np., kiedy upadały powstania, dołączano patriotyczne zwrotki do kolęd.
W naszym kraju pod wpływem chwili, bardzo łatwo powstawały nowe pieśni, będące przeróbką istniejących. Np. na melodię pieśni harcerskiej „Płonie ognisko” stworzono kolędę, której dziś już nikt nie zna, ale wtedy śpiewał ją cały obóz, ponieważ to była pieśń aktualna – o Jezusku, który się urodził na zgliszczach Warszawy i towarzyszył Warszawiakom na wygnaniu. Niektóre z nich stawały się pieśniami patriotycznymi, a pierwiastek religijny został gdzieś zgubiony.
To były sytuacje podczas których ludzie po prostu czuli potrzebę znalezienia otuchy, podtrzymując w sobie świadomość, że Chrystus ich nie opuszcza, nawet na wygnaniu. A dzieciątko Jezus jest obecne, również z tymi dziećmi, które cierpią niedostatek w obozach.
Myślę, że kolędy mają w sobie szczególną zdolność do otwierania przed słuchaczami bogatego pola semantycznego, przywoływania w naszej pamięci miłych skojarzeń – czy to celowy zabieg twórczy?
– Uzewnętrznianie swoich przemyśleń na ten temat, rozpoczęło się dopiero w okresie romantyzmu i dzięki temu wiemy, że ckliwość, to coś, co było oczekiwane. Nie wiemy jednak, jak to było przed romantyzmem.
Boże Narodzenie to okres, kiedy wracamy myślą do przeszłości, do momentu, kiedy byliśmy dziećmi, a rodzice – do dzieciństwa swoich pociech. To moment przemyśleń nad życiem, nad upływem czasu. Czas powrotu do wartości jaką jest rodzina.
Muzyka odgrywa tu ważną rolę. Muzyka jest ciągle ważna. W wielu domach rodziny śpiewają kolędy. Niestety, jest to często nucenie jednej zwrotki, bez wchodzenia w treść i przekaz tych kolęd. Często wysługujemy się muzyką nagraną na jakimś nośniku, ale kolęda wciąż jest obecna – oczekujemy stworzenia tej aury.
Widać, że jest to ciągle ważne w naszej kulturze, mimo, że sygnalizuje się poważne zmiany – instytucja rodziny nam podupada, wielu ludzi odchodzi od wiary. Mimo to widzimy, że święta i atmosfera świąteczna są wciąż potrzebne. Ludzie niewierzący potrafią śpiewać kolędy, bo są one nośnikiem nie tylko religii, ale też tego niezwykłego, rodzinnego czasu. Powinniśmy się chyba z tego bardzo cieszyć.
Rozmawiała Anna Rasińska