Byłam w Jerozolimie. Długie zielone gałązki skrzyły się w promieniach słońca. Wszędzie okrzyki Hosanna! A w tle radosny szelest palm. Maszerowaliśmy ze śpiewem na ustach, w dłoniach podskakujące palmy, a w sercu żywa radość. Powitaliśmy 'Bayete Nkosi’ – Króla Królów! Byłam na wieczerzy. Dwunastu czarnych apostołów i woda spływająca po bosych nogach. Łamanie chleba, rozlewanie wina. Wielka wspólnota pogrążona w ciszy. Potem trud czuwania i modlitwy w wieczerniku.
Byłam na golgocie. Żar lał się z nieba, pył nie pytając wdzierał się w oczy. Nieokiełznany tłum napierał z każdej strony. Płacz, śmiech, szyderstwo i współczucie. Im więcej upadków, ran, poniżeń tym większe salwy śmiechu. Żołnierze zdzierający pokrwawione szaty Chrystusa i ból wbijanych gwoździ.
Tak okropnie namacalny. Tak samo jak śmierć… Byłam przy grobie. Dwóch żołnierzy z przerażeniem uciekło. Krzyk Marii Magdaleny. Tupot Jana i szybkie kroki Piotra. Byli tuż przy mnie. A za chwilę już ON. Nashukuka icine cine! – Zmartwychwstał prawdziwie!
Alicja Kamasa, Zambia, Mansa, 26 kwietnia 2012