Dziewczynka o imieniu Chanda to czekolada mleczna, ja – Alicja – biała, a Kennedy to takie 80% kakao. Dziś odkryliśmy tę prawdę – każdy z nas jest czekoladą. Uwielbiam rozmowy na temat naszych kolorów skóry. Wzajemne oględziny. Chłopaki próbowali mi wyjaśnić wciąż zachwycającą mnie sprawę ich białych dłoni i stóp. Najbardziej spodobała mi się historyjka Jonathana: „Na początku wszyscy ludzie na Ziemi byli czarni. Wędrowali, aż dotarli do pewnego morza – część zdecydowała się przepłynąć na drugą stronę, pozostali umyli tylko ręce i nogi. W ten sposób jedni ludzie stali się zupełnie biali, a inni białe mają tylko rączki i stópki”. Ale na kolejne pytanie, o białe gojenie się ran na czekoladowej skórze, nie zdołali mi już odpowiedzieć.
Po skończonym oratorium zawsze jest jeszcze chwila wspólnej rozmowy, wygłupów i po prostu spokojnego posiedzenia z liderami. Te kilka chwil przy szklance zimnej wody dają mi wiele radości. Są lekcje polskiego i bemba, są opowieści o Joli biegającej z żabami za Simonem i inne anegdoty o poprzednich wolontariuszkach, jest nauka tańca czy oglądanie filmików.
Dziś dyskutowaliśmy o Bożym planie pokolorowania ludzi na ziemi. Zastanawialiśmy się poważnie i mniej poważnie, jak to właściwie z nami jest. A że od koloru skóry do śniegu, wiadomo – droga krótka, próbowałam więc wytłumaczyć, że śnieg nie jest niebezpieczny i że z reguły nie musimy budować tuneli żeby wyjść zimą z domu.
Alicja Kamasa, Zambia, Mansa, 1 grudnia 2011