Siedzę z Agą w altance. Czekamy na siostrę. Czekanie to duża część naszej misji. Ta najbardziej męcząca. Czekanie zazwyczaj trwa dłużej niż 5 czy 10 minut, więc zaczynamy modlić się różańcem. W tym czasie do altanki wchodzi matka z dwiema córkami.
„Jesteście wolontariuszkami?” – zwraca się do nas kobieta, przerywając nam „Zdrowaś Maryjo”. Przytakuje głową i kontynuujemy modlitwę. Kobieta odchodzi, ale po dwóch minutach wtrąca z uśmiechem na twarzy. Przedstawia nam swoją córkę Benitę i oznajmia, że zostawia ją w naszym sierocińcu.
Na te słowa czerwienieję ze złości. Zastanawiam się, czy dobrze usłyszałam. W mojej głowie pojawiają się niemiłe epitety na nią. Powstrzymuję emocje choć mam ochotę zapytać wyrodną matkę jak może zostawić dziecko w sierocińcu? Kobieta zagaduje nas co chwilę, wiec odpuszczamy modlitwę i wymieniamy podstawowe informacje o sobie.
Nasza rozmówczyni ma na imię Leticia. Jest Rwandyjką. W Zambii mieszka od 3 lat z córkami. Przeprowadziła się po śmierci męża. Dokładnie po tym, jak go zamordowali w czasie ludobójstwa. Kolejne fakty z przeszłości Leticia wylewa z siebie ze łzami w oczach. „Jestem Tutsi. Podczas wojny, Hutu zabiło moja całą rodzinę. Miałam wtedy 16 lat. Zostałam sama.” – wyznaje kobieta. Dowiedziałam się, że obecnie mieszka w obozie dla emigrantów. Miejsce to nie jest przytulne, ale zapewnia jedzenie i dach nad głową.
Jej córka Benita, mimo młodego wieku kończy 8 klasę. Jest bardzo zdolna, ma dobre stopnie. Chce zostać lekarzem. W obozie gdzie mieszkają, nie może kontynuować nauki. Szkoła kończy się na 8 klasie. Laticia zna dobrze dyrektorkę „City of hope”, siostrę Ryszardę. „Ona jest jak moja matka.”- mówi łamiącym się głosem. Kobieta nieraz otrzymała od siostry pomoc. Ufa jej. Zna „City of hope” i jest pewna, że nie znajdzie dla córki bezpieczniejszego miejsca.
Słucham jej uważnie. Moja twarz znów robi się czerwona. Tym razem nie ze złości, ale ze wstydu. Wstydzę się sama siebie i tego jak łatwo mi oceniać.
Jezus podczas misji robi u mnie porządki. Wyrzuca wszystkie śmieci. Dziś czas na pychę. Była dobrze upchana i zamknięta w szafce mojego serca. Nikt nawet nie widział. Na zewnątrz wydawało się schludnie. Ja też o niej czasem zapominam. Wystarczyło jedno spotkanie z Leticią a szafka otworzyła się i trochę brudu się posypało.
Wstyd mi trochę, że mam taki nieporządek. Zabieram się za sprzątanie. Jezus obiecał, że pomoże.
Patrycja Szczeradłowska
Zambia, Lusaka
17 stycznia 2014