Kiedyś miałam marzenie. Mieć dużą rodzinę, zamieszkać na wsi, i jeździć Nissanem Navarrą. Takie marzenia nastoletniej dziewczyny.
Minęły lata. Przyjechałam do Mansy. Jest to miasteczko w Zambii, jednak czuję się jakbym mieszkała na wsi. Dzieciaki, które każdego dnia spotykam stały się moją rodziną. A ja zaczęłam być kierowcą kiedyś jeszcze białego, teraz przykrytego kurzem Nissana. Może nie jest to Nawarra, ale samochód duży i z przyczepą. Pan Bóg pamięta. Nawet takie przyziemne marzenia spełnia. Zawsze jednak robi to w swoim czasie! Chyba lubi sprawiać niespodzianki.
Wyjeżdżam na drogę, w głowie jedna myśl. Pamiętaj, w Zambii jeździ się lewą stroną. Wszystko idzie płynnie, problem mam tylko z kierunkowskazem, zamiast niego włączam wycieraczki. Razem z siostrą mamy z tego powodu wielki ubaw. Za chwilę słyszę wyrywający się z gardła jak strzała głos siostry: Be careful! Humps! Hamuję w ostatnim momencie. Wolno przejeżdżam przez niewidoczny, bo w kolorze asfaltu próg zwalniający. Nikt nie pomyślał, że można go oznaczyć znakami, lub pomalować na jakiś widoczny kolor.
Kierowco, masz zapamiętać gdzie one są i koniec! A najlepiej, za bardzo się nie rozpędzaj, bo na drodze w Zambii rządzą piesi. Chodzą w każdą stronę, nie zważając na nic. Dobrze, że jest widno, to są widoczni, bo po zmroku zlewają się z panującą ciemnością.
Judyta Machnicka
Zambia, Mansa
17 października 2013