– Jeśli chodzi o walkę z seksualnym wykorzystywaniem małoletnich przez niektórych duchownych katolickich, to w Polsce jesteśmy wciąż w fazie pełzającego kryzysu – mówi KAI ks. Adam Żak SJ, koordynator ds. ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski. „Trzeba uwierzyć diagnozie Benedykta XVI, że największym wrogiem Kościoła nie są zewnętrzni krytycy, lecz grzech w Kościele, którego skutkiem jest takie przyćmienie blasku Ewangelii, jakiego nie znały czasy prześladowań” – dodaje jezuita.
Tomasz Królak, Marcin Przeciszewski (KAI): Jak Ojciec ocenia sytuację po publikacji przez Gazetę Wyborczą reportażu nt. pedofila, księdza Romana z Puszczykowa, reportażu, który – jak się okazuje – jest zasadniczo prawdziwy i pokazuje przypadek lekceważenia rygorystycznych norm kościelnych w zakresie przestępstw pedofilii?
O. Adam Żak SJ: Moja reakcja, tak jak i innych osób, które cechuje wrażliwość moralna i ludzka, jest przede wszystkim współczuciem wobec ofiary. Zupełnie natomiast nie rozumiem, że – jak się wydaje – władze zgromadzenia księży chrystusowców nie rozpoczęły na czas postępowania kościelnego, ani nie podjęły wiążącej decyzji, mimo że od udowodnionego przestępstwa, do którego zresztą sprawca się przyznał, upłynęło tak dużo czasu. Jak to możliwe, że zakon – mimo upływu ośmiu lat – nie podjął odpowiednich kroków i to zarówno wobec sprawcy, jak w zakresie zainteresowania losem ofiary. Jeśli informacje zawarte w reportażu są prawdziwe, nie zadbano o pomoc dla niej i o zadośćuczynienie ze strony winnego kapłana. W sposób ewidentny widać tu słabe punkty struktur zakonu, który zobowiązany jest reagować zupełnie inaczej.
Jak mogło dojść do takiej sytuacji, skoro obowiązują w Kościele w Polsce normy prawne zarówno Stolicy Apostolskiej, jak i Konferencji Episkopatu, nakazujące działać w określony, rygorystyczny sposób, zgodnie z hasłem: „Zero tolerancji dla pedofilii”?
– Po pierwsze sami księża chrystusowcy winni wyjaśnić, jak doszło do takiego stanu, czyli – krótko mówiąc – powiedzieć prawdę. Wyjaśnić czy były jakieś obiektywne czynniki, a jeśli były zaniedbania, to przyznać się do tego. Klucz do zrozumienia problemu jest u chrystusowców, oni wiedzą co się wydarzyło i dlaczego coś się też nie wydarzyło z ich strony. Postępowanie kościelne powinno rozpocząć się w momencie wykrycia czynów przestępczych, a najpóźniej po prawomocnym wyroku sądu. A więc co najmniej sześć lat temu!
Czyli gdyby nie publikacja w mediach….
– To sprawa by szła takim torem jakim szła, czyli niewiele, albo nic by się nie działo.
Czy ta sytuacja nie pokazuje, że to otaczający świat i media uczą nas, jak sami powinniśmy postępować?
– Pan Bóg w wielu momentach historii posługiwał się poganami, aby oczyszczać swój lud. W Piśmie Świętym znajdujemy słowa, że jeśli nie my, to „kamienie wołać będą”.
Wyjaśnijmy więc, jak w takim przypadku powinny działać struktury kościelne: krok po kroku.
– Kiedy przestępstwo wykorzystania seksualnego z osobą małoletnią okazuje się prawdopodobne, to wówczas biskup (jeśli chodzi o księdza diecezjalnego) bądź przełożony zakonny (jeśli chodzi o zakonnika) powinien natychmiast poinformować Stolicę Apostolską, a konkretnie Kongregację Nauki Wiary – aby sprawie nadano bieg i konkretny numer. Pierwszym etapem postępowania kanonicznego jest dochodzenie wstępne, prowadzone na szczeblu diecezji bądź zakonu. Celem dochodzenia wstępnego jest właśnie ustalenie czy dane przestępstwo jest lub nie jest prawdopodobne. Od ustalenia prawdopodobieństwa dalsze postępowanie toczy się pod kontrolą Stolicy Apostolskiej. Dlatego pod kontrolą, aby zapewnić skuteczność dalszego postępowania.
Natomiast w sytuacji, kiedy toczy się równolegle postępowanie przed państwowym wymiarem sprawiedliwości: w prokuraturze, a następnie w sądzie, postępowanie kościelne zasadniczo ulega zawieszeniu. Chodzi o to, by uniknąć przesłuchiwania świadków w dwóch równoległych instancjach – kościelnej i państwowej – a przez to podejrzenia o manipulowanie dowodami.
Czyli na czas postępowania karnego zawiesza się postępowanie kanoniczne. A w jakim momencie się je odwiesza?
– Wówczas, kiedy istnieje możliwość przesłuchiwania świadków, bądź kiedy można uzyskać dostęp do akt sądowych. Jak pokazuje praktyka, jest to możliwe już w trakcie postępowania przed sądem. Przełożeni księdza mogą mieć dostęp do akt, np. poprzez ustanowienie pełnomocnika, wykazując interes prawny, jaki ma dana jednostka kościelna. Strona kościelna może wówczas zapoznać się z dowodami, jakie zebrał sąd i wykorzystać je we własnym postępowaniu.
Natomiast oczywiste jest, że gdy w sądzie państwowym zapada prawomocny wyrok, co oznacza, że wina została udowodniona, postępowanie kościelne powinno toczyć się dalej we współdziałaniu ze Stolicą Apostolską. Co więcej, „Wytyczne” w punkcie 15. stanowią, że przełożony kościelny ma obowiązek zapoznania się z rozstrzygnięciami organów państwowych i uwzględnienia ich w swoich decyzjach.
A jakie kary przewiduje Kościół wobec kapłanów dopuszczających się takich przestępstw?
– Najpoważniejszą karą jest wydalenie ze stanu duchownego. Z danych, jakie Stolica Apostolska opublikowała parę lat temu za lata 2004 – 2014, wynika, że Kongregacja Nauki Wiary otrzymała w tym czasie 3420 zgłoszeń z całego świata, z czego wydaleniem ze stanu kapłańskiego, czyli najcięższą karą ukarano 848 duchownych, a 2 572 kapłanów obłożono innymi karami kościelnymi. Mogła to być kara zawieszenia w posłudze kapłańskiej na pewną ilość lat, ograniczenia posługi, zakazu kontaktów z dziećmi i młodzieżą, itp. Kościół nie posiada środków przymusu, a kary kościelne zmierzają do „uzdrowienia” sprawcy, do tego, aby się nawrócił. Muszą one być też proporcjonalne do czynów, gdyż nie wszystkie mają jednakową wagę bądź kwalifikację.
A co powinno się dziać z takim kapłanem, jak opisywany ks. Roman, który odbył już karę więzienia nałożoną nań przez wymiar sprawiedliwości?
– Jeśli nie został on wydalony już wcześniej ze stanu duchownego, to po odbyciu kary nałożonej przez sąd, przełożeni kościelni winni zastosować wobec niego odpowiednie środki zapobiegawcze. Takie, które zapewnią ochronę potencjalnych innych ofiar. Sposób życia danego kapłana winien być zatem ściśle kontrolowany przez jego przełożonych. Tym bardziej, kiedy wiedzą oni – a wynika to z opinii biegłych – że człowiek ten nie kontroluje swoich zachowań.
W przypadku księdza Romana należało mu nie tylko zakazać jakichkolwiek niekontrolowanych kontaktów ze światem zewnętrznym, ale zabronić opuszczania klasztoru bez kogoś, kto by mu stale towarzyszył. Równocześnie należało mu uniemożliwić dostęp do internetu, gdyż stwarza to możliwość kontaktowania się, wyławiania kolejnych ofiar.
Obowiązywać winna zasada ograniczonego zaufania, zwłaszcza wobec sprawców preferencyjnych, czyli takich, którzy nie potrafią kontrolować swoich impulsów.
Ale czy dla osób, którym udowodniono przestępstwa, powinno być nadal miejsce w zakonie? Przecież zakonnik powinien spełniać określone wymagania moralne?
– Nie jestem za automatyzmem w decyzjach dotyczących osób, gdyż każdy przypadek jest inny. Mogę sobie wyobrazić sytuację, że taki zakonnik pozostaje we wspólnocie zakonnej. Zwłaszcza jeśli chodzi o większe zakony, które mają możliwość lepszej kontroli swych członków niż np. diecezje.
Znam takie sytuacje, że ktoś nie został usunięty z zakonu i nadal pozostaje jego członkiem nawet wtedy, gdy zostaje wydalony ze stanu duchownego i nigdy nie będzie spełniał żadnej funkcji kapłańskiej. A to ze względu na potrzebę zapewnienia takiej właśnie kontroli, aby zminimalizować niebezpieczeństwo krzywdzenia następnych małoletnich. Gdyby został usunięty z zakonu, to przebywając w świecie, będzie stanowił poważne zagrożenie.
Dobrze więc, jeśli zakon zachowa wobec niego funkcje nadzoru i kontroli. Jest to wyrazem podwójnej odpowiedzialności – za ochronę małoletnich i za danego sprawcę, który został kiedyś przyjęty do wspólnoty zakonnej i wyświęcony, aby nie otrzymał szansy na dalsze wykorzystywanie. Takie rozwiązanie ma jednak sens tylko przy pewnych typach osobowości sprawców.
Ale chyba ktoś taki powinien mieć też kuratora ze strony wymiaru sprawiedliwości?
– W to nie wschodzę, gdyż jest to sprawa regulacji państwowych. Doświadczenie pokazuje, że groźni są zwłaszcza ci przestępcy, którzy nie umieją siebie kontrolować. A w przypadku przestępstw na tle seksualnym są to tzw. sprawcy preferencyjni. Jeśli chodzi o ks. Romana, to – o ile dobrze zrozumiałem informacje zawarte w reportażu – został on uznany przez biegłych właśnie za kogoś takiego.
Pójdźmy o krok dalej: czy jest miejsce dla takiego przestępcy za ołtarzem w roli szafarza sakramentów? Przecież jest to funkcja najwyższego zaufania.
– Rozstrzygnięcia Stolicy Apostolskiej są jednoznaczne, zwłaszcza w takich drastycznych przypadkach. W tym wyraża się także zasada „zero tolerancji”, przyjęta przez Kościół.
Już od kilku lat pełni Ojciec funkcję koordynatora ds. ochrony dzieci i młodzieży z ramienia Konferencji Episkopatu. Proszę powiedzieć w oparciu o doświadczenia, na ile normy prawne Stolicy Apostolskiej i Konferencji Episkopatu są konsekwentnie wcielane w życie?
– We wszystkich krajach, do których dociera kryzys związany z pedofilią wśród księży – a dociera wszędzie – zauważyć można pewne fazy, jeśli chodzi o walkę z tym zjawiskiem. Najpierw jest to faza „kryzysu pełzającego”. Rozpoczyna się ona kiedy na światło dzienne wychodzą pierwsze takie fakty. Naturalną reakcją jest stwierdzenie, że „u nas takiego problemu nie ma”, gdyż nic o nim nie wiemy. Albo pada odpowiedź, że „problem występuje gdzie indziej, ale my mamy go pod kontrolą”.
Gdy ujawnienia się mnożą, albo są bardzo drastyczne i coraz trudniej jest negować problem, szuka się rozwiązań i wierzy w ich magiczną moc sprawczą. Jest to faza wypierania bardziej subtelnego. Szuka się winy na zewnątrz, w świecie, w przemianach obyczajowych, w kryzysie rodziny. Oczywiście, że te czynniki zewnętrzne też mają wpływ, ale szukanie wrogów i zewnętrznych przyczyn odwodzi od wewnętrznej przemiany, od zauważenia we własnych szeregach mechanizmów ułatwiających złu penetrowanie wewnętrznego świata wiary i korumpowanie ludzi dobrych. Takim mechanizmem jest np. zmowa milczenia.
Trzeba uwierzyć diagnozie Benedykta XVI, że największym wrogiem Kościoła nie są zewnętrzni krytycy, lecz grzech w Kościele, którego skutkiem jest takie przyćmienie blasku Ewangelii, jakiego nie znały czasy prześladowań. Polecam lekturę listu apostolskiego Benedykta XVI do katolików w Irlandii z 19 marca 2010 r.
A w jakiej fazie znajduje się Kościół w Polsce?
– Jesteśmy na krawędzi pełzającego kryzysu i zaczynamy wierzyć w to, co już zrobiliśmy. W zatwierdzone normy i zasady postępowania, które zostały przygotowane, opublikowane i są wdrażane. Jednak wciąż myślimy, że skala zjawiska jest w nas na pewno mniejsza niż gdzie indziej i twierdzimy, że w związku z tym kryzys został opanowany lub przynajmniej zamknięty w pewnych granicach, więc w sumie nie jest źle. Uważamy, że kryzys jest pochodną mówienia o przypadkach a nawet mówienia o tym, co robimy, aby się oczyszczać i zapobiegać, bo to równa się uznaniu, że mamy problem, który jeśli jest, to z pewnością nie taki, jak go widzą krytycy Kościoła.
Potrzeba nam się bardziej wsłuchać w diagnozę kryzysu, jaką sformułowali papieże począwszy od św. Jana Pawła II, który rozpoznał globalny charakter kryzysu i przypomniał starą prawdę, że tylko Kościół oczyszczony w swoim wnętrzu będzie w stanie pomóc światu w jego różnorakich kryzysach.
Czyli jesteśmy w fazie, kiedy zdarza się, że media nas wyprzedzają w swoich informacjach, a nie w fazie, kiedy sami zawczasu potrafimy odpowiednio reagować?
– To być może zbyt ostra ocena, gdyż dość powszechna jest w Kościele w Polsce pozytywna reakcja odnośnie do stosowania norm Stolicy Apostolskiej i wytycznych Episkopatu Polski. Obecnie, jeśli przełożeni otrzymują wiadomość o przestępstwie, to zazwyczaj rozpoczyna się działanie. W sumie więc w większości wypadków respektowane są wytyczne Episkopatu oraz normy Stolicy Apostolskiej, ale to nie oznacza jeszcze przekonania o potrzebie głębokich zmian w postawach i dostrzeżenia zamysłu Opatrzności, która oczyszcza swój Kościół.
Zdarzają się wciąż zaniedbania bądź ignorancja, jak to widzimy na przykładzie omawianego reportażu. Przede wszystkim dużo jest ignorancji związanej z wiedzą o sprawcach, o czynnikach ryzyka tkwiących w nas samych, w naszych instytucjach, w kulturze klerykalnej, w tendencji do bagatelizowania problemu. Te przestępstwa to nie są jakieś „kawalerskie delikty”, tylko są to delikty, które mają swoją określoną dynamikę powstawania. A wykorzystanie seksualne małoletnich pojawia się często na końcu łańcucha uzależnień jakiemu ulega dany kapłan z powodu własnej niedojrzałości: korzystania z używek, oddalania się od życia wspólnego, nie radzenia sobie ze stresem, itd. Niedojrzałość, a nie dewiacyjne zaburzenia preferencji seksualnej, to najczęstsza przyczyna prowadząca do poszukiwania tego rodzaju „rekompensaty”.
Wśród przyczyn czynów pedofilskich, znaczące miejsce zajmuje zatrzymanie rozwoju seksualnego sprawców na jakimś etapie dojrzewania. Co oznacza, że ich faktyczna tożsamość seksualna nigdy się nie wykształciła. Psychicznie, pod względem seksualnym i emocjonalnym pozostają oni nastolatkami niezdolnymi do dojrzałych relacji z rówieśnikami. W związku z tym nie szukają partnerki czy partnera dorosłego, tylko właśnie wśród nastolatków.
Natomiast sprawców preferencyjnych, czyli takich, którzy mają trwale zaburzoną preferencję seksualną, jest stosunkowo niewielu. Przy czym sprawcy preferencyjni mają największą ilość ofiar. W USA gdzie rzecz przebadano dokładnie, wszystkich sprawców było 4 392 w ciągu 52 lat wśród ok. 110 tys. księży zakonnych i diecezjalnych aktywnych w tym okresie. Natomiast księży z zaburzeniem preferencji seksualnej o nazwie pedofilia, było wśród nich zaledwie 137. A więc pedofile jako sprawcy preferencyjni to ok. 4% wszystkich sprawców. Jednak mieli oni ok. 25% wszystkich ofiar. Ich działania stanowią szczególne zagrożenie. Nawet dodanie efebofilów – a było ich w tym samym okresie ok. 12% wszystkich sprawców – do kategorii sprawców preferencyjnych, nie zmienia prawdziwości ogólnej, choć uproszczonej tezy, że największym indywidualnym czynnikiem ryzyka jest po prostu niedojrzałość psychoseksualna. Stąd ogromne znaczenie formacji ludzkiej w nowicjatach zakonnych i w seminariach. Polskich badań nad profilem sprawców wciąż nie mamy. Ufam, że upowszechni się wśród przełożonych przekonanie o ich konieczności. PAGE_BREAK
A czy istnieje związek między homoseksualizmem a pedofilią, co głosi np. słynny dr Paul Cameron?
– Może to być wyłącznie hipoteza badawcza, która nie została udowodniona. Faktem natomiast jest, że jeśli chodzi o sprawców wśród duchownych, to proporcje wykorzystywania chłopców i dziewczynek są odwrotne niż w świecie. Wśród świeckich najczęściej wykorzystywane są dziewczynki, natomiast przez duchownych chłopcy – 80%. Przyczyny tego zjawiska w Kościele są bardzo różne. Między innymi fakt, że dla księży na ogół chłopcy są bardziej dostępni. Sporą rolę zdaje się odgrywać również i w tym przypadku niedojrzałość psychoseksualna, objawiająca się m. in. brakiem jasnej tożsamości seksualnej. W każdym razie sprawa wymaga badań w wielu kierunkach.
A co – w oparciu o doświadczenia Księdza – można powiedzieć o skali przestępstw pedofilskich w Polsce, jeśli chodzi o osoby duchowne?
– Na to pytanie nie mam odpowiedzi. W krajach gdzie skandale wybuchły wprawdzie w różnym czasie, np. w USA i w Niemczech okazuje się, że ich skala jest podobna. Podobieństwo, na które wskazują nierównoczesne fale ujawnień, polega na tym, że znaczący wzrost przypadków wykorzystywania seksualnego małoletnich wśród duchownych przypada na lata silnych procesów przemian kulturowych i obyczajowych, w tym również w sferze seksualnej, objawiających się m. in. dezintegracją tradycyjnych wartości i więzi społecznych i rodzinnych, czyli na koniec lat 60. i na lata 70.
Chodzi oczywiście o kraje świata demokratycznego, gdzie te przemiany były mniej więcej równoczesne. To właśnie procesy przemian były jednym z ważnych czynników wzrostu tych przestępstw, również w Kościele katolickim. Polska znajdowała się wówczas za żelazną kurtyną, a głębokie procesy transformacyjne ruszyły na dobre dopiero po upadku komunizmu. Można więc racjonalnie przypuszczać, że właśnie w tych ostatnich dekadach wzrasta liczba przestępstw seksualnych przeciw małoletnim, również wśród duchownych.
Zdają się to potwierdzać niektóre dane, np. w roku 2007 w Polsce wzrosła drastycznie liczba wykrytych i/lub zgłoszonych przestępstw wykorzystania seksualnego małoletnich. W całym społeczeństwie był to z roku na rok wzrost 4-krotny – z 2 do ok. 8 tys. Potem ich liczba nieco spadła i obecnie utrzymuje się na poziomie ok. 6 tys. przypadków rocznie. Nie zapominajmy, że te ujawnione przypadki są wierzchołkiem góry lodowej. Za wzrostem ujawnień kryje się prawdopodobnie nie tylko skuteczność policji, czy oddziaływanie mediów interesujących się tą tematyką, lecz także faktyczny wzrost liczby tych przestępstw. To powinno zastanowić zarówno prawodawców, jak i przełożonych kościelnych.
Ważnym czynnikiem ryzyka występowania przestępstw o charakterze pedofilskim są zakłócenia rozwoju emocjonalnego i seksualnego, które mają swoje źródło m. in. w niestabilności rodziny. Są to okoliczności, które pozwalają przypuszczać, że problem wykorzystywania seksualnego małoletnich w społeczeństwie polskim może być raczej rosnący niż malejący.
A jakie ma to przełożenie na Kościół i na osoby duchowne?
– Kościół nie żyje poza społeczeństwem. Wychowawcy w seminariach mówią, że kandydaci do stanu duchownego pochodzą z coraz trudniejszych warunków rodzinnych, często z rodzin rozbitych bądź z innymi problemami. Badania w USA pokazały, że znacząca część sprawców wśród duchownych, to osoby straumatyzowane w dzieciństwie przez przemoc, w tym także przez wykorzystanie seksualne. Trzeba być tego świadomym. Kandydaci, którzy zgłaszają się do seminariów duchownych mają dużo dobrej woli. Trzeba im pomóc wejść i pozostawać na drodze dojrzałości.
Dlatego należy szkolić wychowawców seminaryjnych na okoliczność rozpoznawania i rozwiązywania problemów seksualnych i emocjonalnych kandydatów do kapłaństwa. I to jest realizowane poprzez szkolenia organizowane przez Konferencję Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych. Centrum Ochrony Dziecka (COD) przy Akademii Ignatianum w Krakowie współpracuje w tych szkoleniach.
Jaka jest skala tych szkoleń?
– Oferta szkoleń dla wychowawców seminaryjnych jest coroczna w okresie wakacyjnym. Uczestniczy w nich każdorazowo ok. 25 osób. Centrum Ochrony Dziecka pracuje nad budowaniem systemu odpowiedzi na wykorzystywanie seksualne małoletnich w pracy duszpasterskiej i wychowawczej Kościoła. Najpierw zorganizowaliśmy szkolenia podstawowe, czyli takie, które są związane z ujawnianiem przypadków. Mianowani przez biskupów i przełożonych zakonnych delegaci zostali przeszkoleni w zakresie przyjmowania zgłoszeń o ewentualnych nadużyciach seksualnych, a duszpasterze – w zakresie niesienia pomocy duszpasterskiej osobom pokrzywdzonym, ich bliskim oraz wspólnotom, jeśli będą życzyli sobie takiego wsparcia.
W każdej diecezji i w każdym większym zgromadzeniu zakonnym został wyznaczony delegat ds. ochrony dzieci i młodzieży. Tworzą oni ogólnopolską sieć.
W całej Polsce biskupi oraz wyżsi przełożeni zakonów męskich mianowali w sumie 80 delegatów oraz 69 duszpasterzy osób pokrzywdzonych, ich bliskich i wspólnot zranionych przestępstwem wykorzystania seksualnego małoletnich. Delegaci są we wszystkich polskich diecezjach, a niektóre wyznaczyły więcej niż jednego duszpasterza. Prawie stu trzydziestu wyznaczonych księży uczestniczyło w szkoleniach zorganizowanych przez Centrum Ochrony Dziecka. Informacje kontaktowe do nich powinny znajdować się na stronach internetowych diecezji i zakonów.
Inna sieć, to duszpasterze, w diecezjach i zakonach, którzy też już zostali przeszkoleni. Od nich mogą oczekiwać pomocy osoby skrzywdzone. A są to osoby najczęściej najbliższe ołtarza. Sprawca kościelny, podobnie jak w rodzinie, jest to zawsze osoba zaufana dziecka. Tym głębsza trauma jest z tym związana, porównywalna do traumy wykorzystania wewnątrzrodzinnego. Im bliższa więź ze sprawcą, tym trudniejsze jest ujawnienie krzywdy. Im więcej czasu upływa od skrzywdzenia, tym trudniej jest ujawnić to, co się wydarzyło. Dlatego trzeba przemyśleć sprawę przedawnienia. Kościół na to odpowiedział w sposób poważny. Benedykt XVI udzielił Kongregacji Nauki Wiary uprawnienia do zawieszania normy o 20-letnim przedawnieniu w poszczególnych przypadkach. Natomiast w prawie państwowym jest to automatyzm: przedawnienie następuje po 12 latach od uzyskania pełnoletności przez osobę pokrzywdzoną.
Przejdźmy do podsumowań. Jakie – zdaniem Księdza – wnioski powinny zostać wyciągnięte przez Kościół po ujawnionych przez media zaniedbaniach w sprawie ks. Romana?
– Przede wszystkim powinno się wprowadzić ogólnopolski rejestr takich przestępstw wśród duchownych. Powinien on być prowadzony na szczeblu Konferencji Episkopatu oraz Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonnych.
Innym koniecznym krokiem jest monitoring, czyli coroczny audyt, by zorientować się, w jakim punkcie znajdują się zgłaszane sprawy. Pozwoli to uniknąć sytuacji jaką mamy w tej chwili.
Jeśli księża biskupi i przełożeni zakonni śledzą przypadek opisany przez Gazetę Wyborczą, to powinien on do nich mocno przemówić. Jeden taki przypadek może spowodować utratę wiarygodności całego Kościoła. Wtedy okazuje się, że każdy ksiądz jest podejrzany, i – jak powiedział Benedykt XVI – blask Ewangelii zostaje przyćmiony bardziej niż w czasach prześladowań.
Czy takie rozwiązania funkcjonują już w innych krajach przy Episkopatach?
– W większości krajów anglosaskich tak.
W czerwcu 2016 r. papież Franciszek wydał dokument nakazujący karanie biskupów i przełożonych zakonnych w sytuacjach, kiedy udowodni się im ukrywanie sprawców pedofilii.
– Ogłosił to w liście apostolskim motu proprio „Come una madre amorevole” [Jak miłująca matka], z 4 czerwca 2016 r. Wprowadza w nim odpowiedzialność biskupów, eparchów katolickich Kościołów wschodnich i innych duchownych, sprawujących władzę w Kościele lokalnym, za niepodejmowanie działań w razie zaistnienia przypadków wykorzystania seksualnego małoletnich przez duchownych. Motu proprio oprócz procedur określa także kary dla biskupów i przełożonych, aż do usunięcia z urzędu włącznie.
W ten sposób Franciszek zrealizował postulat, jaki wysuwany był przez Radę dziewięciu kardynałów.
Dlaczego Franciszek zdecydował się na tak radykalne rozwiązanie?
– Zarówno z obserwacji praktyki kościelnej, jak i z badań wynika, że są dwie przyczyny kryzysu związanego z nadużyciami pedofilskimi wśród duchownych. Pierwszą są same popełniane przestępstwa, a drugim zaniedbania przełożonych, czyli brak odpowiedniej reakcji. Taką diagnozę po raz pierwszy postawił publicznie Jan Paweł II w kwietniu 2002 r., a następnie wielokrotnie powtarzał Benedykt XVI. Dotąd papieże dawali odpowiedź na ten pierwszy problem, czyli stanowili normy jak postępować wobec wykrycia przestępstwa, a także w jaki sposób pomagać ofiarom. Natomiast Franciszek uzupełnił to o jasne zasady dotyczące postępowania Kościoła w przypadku opieszałości ze strony przełożonych.
A jak te ustanowione przez Franciszka normy należałoby odnieść do omawianego przez nas przypadku i postępowania przełożonych zakonnych ks. Romana?
– Nie ośmielam się orzekać o winie lub jej braku, to nie moja rola. W interesie całego Kościoła w Polsce jest poznanie prawdy.
Rozmawiali Tomasz Królak i Marcin Przeciszewski
***
Ks. Adam Żak SJ jest koordynatorem ds. ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski oraz Dyrektorem Centrum Ochrony Dziecka (COD) przy Akademii Ignatianum w Krakowie.