Mimo wyraźnego spadku liczby Amerykanów uważających się za chrześcijan, ich odsetek wśród kongresmenów nadal pozostaje wysoki, bliski liczbom z początku lat sześćdziesiątych XX wieku. Według najnowszego opracowania Ośrodka Badawczego Pew, ogłoszonego 3 stycznia, 91 proc. członków nowego składu Kongresu Stanów Zjednoczonych to chrześcijanie, podczas gdy na początku 1961 wskaźnik ten wynosił 95 proc.
Jednocześnie badania prowadzone regularnie od 1972 wskazują, że stale maleje odsetek chrześcijan wśród mieszkańców USA, szczególnie wśród młodych ludzi.
Wysoki udział ludzi wierzących w rozpoczynającej się obecnie 115. kadencji Kongresu jest szczególnie uderzający w zestawieniu z dużymi zmianami zachodzącymi w społeczeństwie amerykańskim – powiedziała dziennikowi „New York Times” autorka obecnego raportu Aleksandra Sandstrom. Przypomniała, że w 114. kadencji w 2015 chrześcijanami było 491 kongresmenów, a obecnie jest 485. „Można więc powiedzieć, że Kongres jest naprawdę, przynajmniej pod względem religijnym, bardzo mocny” – stwierdziła badaczka.
Wśród 293 republikanów w obecnym składzie dwuizbowego parlamentu Stanów Zjednoczonych aż 291 to chrześcijanie, a dwie pozostałe wyznają judaizm. Demokraci są pod względem wyznaniowym bardziej zróżnicowani: 80 proc. spośród nich również utożsamia się z chrześcijaństwem, reszta natomiast przyznaje się do judaizmu, buddyzmu, hinduizmu i islamu. Tylko jedna osoba w Kongresie – demokratka Kyrsten Sinema z Arizony oświadczyła, że nie należy do żadnej religii.
W ciągu ostatnich dziesięcioleci znacząco spadł odsetek protestantów: jeśli w 1961 stanowili oni 75 proc. ogółu deputowanych, podczas gdy katolików było 19 proc., to obecnie liczby te wynoszą odpowiednio 56 i 31 proc.
Zdaniem jednego z dyrektorów instytutu Pew – Gregory’ego A. Smitha, trudno jest wyjaśnić, dlaczego skład Kongresu z religijnego punktu widzenia jest tak silny i stabilny, zwłaszcza jeśli uwzględni się fakt, iż „jest on owocem 535 oddzielnych wyborców, z których wszyscy mają własne, odrębne cechy”. Jednocześnie zauważył on, że ukazuje to pozytywny wymiar czynnika religijnego. „Wielu Amerykanów mówi nam, że gdy chodzi o urząd prezydenta, ważne jest, aby podzielał on ich wiarę religijną” – oświadczył Smith. Dodał, że dla polityka bycie niereligijnym może stanowić obciążenie.
Wyniki badań przedstawione na początku br. wskazują ponadto, że prawie połowa Amerykanów przyznała, iż trudno byłoby im głosować na kandydata, który nie wierzy w Boga. Według PEW tylko jeden kongresman w historii oznajmił, że nie wierzy w żadnego Boga – było to w 2007, gdy członek Izby Reprezentantów, demokrata z Kalifornii Pete Stark oświadczył publicznie, że nie wierzy w żadną istotę najwyższą. W 2010 został on wybrany ponownie, ale w 2 lata później stracił mandat na rzecz swego kolegi partyjnego Erica Swalwella.