Kilka lat temu prowadziłem piętnaście wykładów z filozofii hermeneutyki. Musiałem się przygotować i poświęciłem wiele godzin na czytaniu różnych książek. Temat był dla mnie znany. Kiedy pisałem pracę doktorską o pojęciu nieomylności w interpretacji Pisma Świętego, na początku lat osiemdziesiątych, już wtedy spotkałem się z filozofią hermeneutyczną (hermeneutyka to słowo od greckiego hermēneutikòs – dotyczący objaśniania, umiejętność interpretacji tekstów literackich). Później miałem okazję zapoznać się głębiej z Ludwigiem Wittgesteinem i z jego 'Tractatus Logico-philosophicus’ i 'Dociekaniem Filozoficznym’, następnie przeczytałem 'Prawda i Metoda’ Gadamera, wszystko studiowałem w sposób krytyczny i pod kątem filozofii realistycznej.
Krótkie podsumowanie: język nie polega tylko na interpretacji, prawda nie rozmywa się w hermeneutykę. By rozumieć dany tekst trzeba poznać jak został on zrozumiany przez inne grupy czytelników, tradycja jest naturalnym kontekstem, gdzie pismo odzyskuje właściwy sens. Do wzajemnego zrozumienia równie ważną rzeczą jest to, co drugi człowiek chce nam powiedzieć. W tym samym czasie powstaje kolejne pytanie: czy to co ja rozumiem jest tym, co on chce mi przekazać? A na tym polega język: komunikacja, dobre tłumaczenie i właściwa interpretacja. Może się zdarzyć, że mówimy to samo, tyle że w inny sposób, bądź też z różnych punktów widzenia. Sprawa jest jasna: filozofia języka i filozofia hermeneutyczna nie jest prostym tematem, to twardy orzech do zgryzienia.
Powyższe słowa stanowią wstęp do tego, co zwróciło moją uwagę w tym tygodniu, a mianowicie: artykuł publikowany w L’osservatore romano napisany przez księdza Ferdynanda Ocariza, jednego z ekspertów ze strony Stolicy Świętej, który od ponad dwóch lat rozmawia z Lefebrystami by dążyć do zgody w interpretacji tekstów soborowych. W zaledwie jeden dzień później pojawiała się ta sama wiadomość na portalu ekai, obszernie komentując artykuł L’osservatore. Oto jego fragment:
„Fakt, że jakiś akt magisterium Kościoła nie jest wykonywany przez charyzmat nieomylności nie oznacza, że może być traktowany jako «omylny» w tym sensie, że przekazuje jakąś «doktrynę prowizoryczną» czy też «wiarygodne opinie». II Sobór Watykański cieszy się charyzmatem i autorytetem całego episkopatu zgromadzonego z Piotrem i pod władzą Piotra, aby nauczać Kościół powszechny. Jego negowanie byłoby zanegowaniem czegoś z samej istoty Kościoła.”
Zdaję sobie sprawę, że nie jest to proste zagadnienie. Sam też studiowałem na czy polega temat 'wolności religijnej’ i czy doktryna soborowa nie sprzeciwia się wcześniejszemu magisterium Kościoła, na przykład Syllabus Piusa IX. Zrozumiałe jest, że nie spotkamy się ze sprzeciwem, jeżeli tłumaczenie jest poprawne oraz gdy odkryjmy różne konteksty Syllabus i Dignitatis Humanae (Deklaracja o wolności religijnej).
Odpowiedzi szukać trzeba również w sławnym orędziu Benedykta XVI z 22 grudnia 2005 r. dla kurii watykańskiej: „Problemy z recepcją wzięły się stąd, że doszło do konfrontacji i przeciwstawienia sobie dwóch sprzecznych hermeneutyk i sporu na tym tle. Jedna wywołała zamieszanie, druga zaś — w sposób dyskretny, ale coraz bardziej widoczny — zaczęła przynosić i nadal przynosi owoce. Z jednej strony istnieje interpretacja, którą nazwałbym «hermeneutyką nieciągłości i zerwania z przeszłością»; nierzadko zyskiwała ona sympatie środków przekazu, a także części współczesnej teologii. Z drugiej strony istnieje «hermeneutyka reformy», odnowy zachowującego ciągłość jedynego podmiotu-Kościoła, który dał nam Pan; ten podmiot w miarę upływu czasu rośnie i rozwija się, zawsze jednak pozostaje tym samym, jedynym podmiotem — Ludem Bożym w drodze. Hermeneutyka nieciągłości może doprowadzić do rozłamu na Kościół przedsoborowy i Kościół posoborowy”.
Dwa tygodnie temu miałem okazję prowadzić krąg biblijny w parafii św. Anny w Poznaniu. Spotkałem się tam z małą i sympatyczną grupą osób pragnącą już w dojrzałym wieku lepiej poznać Pismo Święte. Kiedy skończyła się lekcja, udałem się do samochodu wraz z towarzyszącą mi starszą panią, która zaczęła na środku ulicy w sposób prosty i bezpretensjonalny opowiadać mi krótko swoją historię:
– Zgadzam się w tym, co ksiądz powiedział, że trzeba czytać Pismo Święte w własnym domu. […] To było parę pięknych lat temu. Byłam w moim pokoiku i otworzyłam Stary Testament, a tam przeczytałam coś takiego: „Wy dbacie o wasze domy, a Boży dom jest zaniedbany”. W następną niedzielę podczas homilii słyszałam jak ksiądz proboszcz wypowiadał takie słowa: „ten dom Boży, którym jest wasz kościół parafialny, jest brudny i zaniedbany, nie ma nikogo kto by go sprzątał”. Byłam zaskoczona: to samo co przeczytałam w moim domu zostało powiedziane w kościele i wtedy zrozumiałam, że powinnam się zgłosić by sprzątać w kościele. I robiłam to przez dziesięć lat: jakaż to ogromna radość dla mnie dbać o Boży dom!
Historia całkiem prawdziwa, daje rozwiązania na bardzo trudne problemy hermeneutyczne: Pismo Święte trzeba interpretować w Kościele, w jedności z całą wiarą chrześcijańską, każdy tekst trzeba interpretować według intencji autora i kultury otaczającej. I tutaj chciałbym dołączyć czwarty i ostatni link do bardzo ważnego dokumentu Papieskiej Komisji Biblijnej z 1993 r. gdzie możemy przeczytać, że „teologiczną podstawę dla inkulturacji stanowią prawda wiary, że Słowo Boże wykracza niejako poza kręgi kulturowe, w których było przekazywane ludziom i zawiera w sobie zdolności rozprzestrzeniania się w innych środowiskach kulturowych tak, iż ostatecznie może dotrzeć do każdego człowieka, w kontekście kulturowym jego życia. Prawda powyższa wynika zresztą z samej Biblii, która, poczynając od księgi Rodzaju, posiada zasięg treściowo powszechny”.
Poważny problem zrozumienia słowa Bożego zawierającego się w Tradycji i w Piśmie Świętym trzeba odczytywać w życiu wiary wiedząc, że wielka Tradycja Kościoła łączy się bez przerwy z tradycją prymatu biskupa Rzymu: ubi Petrus ibi Ecclesia, gdzie jest Piotr, tam znajduje się jeden Kościół Chrystusa. Wtedy dopiero mamy prawdziwy rozwój wiary, bez zmiany depositum wiary, tylko wyjaśnienia, lepszego zrozumienia, według znanej sentencji św. Wicentego z Lerynu: quod ubique, quod semper, quod ab omnibus creditum est – w samym Kościele katolickim trzeba czuwać z największym staraniem, aby za prawdziwe brać to, w co wierzyli wszyscy, wszędzie i zawsze. To należy do Magisterium Kościoła: nauczać prawdziwej wiary katolickiej a urząd ten ma papież i kolegium biskupów, a więc wszyscy biskupi w jedności z Piotrem.
Kiedy sprawy się komplikują katolicki nos wskazuje mi kierunek: wzgórze watykańskie!