Godzina 18:30 i Zambię przykrywa zasłona nocy. Olbrzyma czerwona, płonąca kula chowa się za horyzont. W ciągu chwili temperatura spada o kilka stopni i robi się całkiem przyjemnie.
Standardowo do godziny 19:30 mamy odrabianie lekcji z dziewczynkami z sierocińca. Mnożymy, dzielimy, piszemy, literujemy, czytamy. Olbrzymia radość ogarnia placówkę, kiedy prąd bierze wolne i lekcji nie ma.
Sierociniec zamienia się w tętniący życiem plac zabaw. Plac, na którym nie ma huśtawek, drabinek, torów przeszkód, piaskownicy, ale ma dzieci! Siedzę w domu, jak zazwyczaj, czekając na prąd. Czekam, bo muszę zjeść, umyć się, napisać parę zdań na bloga. Trochę czytam, trochę się modlę, trochę rozmawiam z Agą i czekam. Z dworu dochodzą odgłosy zambijskich piosenek i rytm bębnów. Rozbrzmiewają w moich małżowinach usznych zachęcając do wejścia w zabawę. Bujam się w rytm muzyki, ale… powoli, powoli, jestem zajęta – przecież czekam! Co z kolacją, prysznicem i blogiem?
Kiedy dwadzieścia pięknych głosów śpiewa moją ulubioną piosenkę poddaje się. Zamieniam moje czekanie na działanie i biegnę w kierunku sierocińca. Po cichu wkradam się do koła wystukując rytm piosenki. Dziewczynki nie przerywając sobie, z uśmiechem, przyjmują mnie do gry. Tańczymy, śpiewamy, wyliczamy, gramy, pląsamy w rytm piosenek. Każdej pomyłce towarzyszy tornado radości. Pochłania wszystkich dookoła.
Ładuje moje baterie widokiem bawiących się dzieci. Nie wiem, kiedy zobaczę taką gromadę cieszącą się bez wyraźnego powodu, w Polsce. Przypominam sobie jak cudownie jest być dzieckiem! Zamiast bezczynnie czekać, spędzam jeden z cudowniejszych wieczorów na misji. “Tak jest mało czasu, mało dni, serce bije tylko kilka chwil” – wykorzystajmy czas najlepiej jak możemy.
Patrycja Szczeradłowska
Zambia, Lusaka
9 listopada 2013