Madagaskar – wyspa życzliwości.

Już 3 miesiące pracuje na Madagaskarze. Od 13 tygodni obserwuje tutejsze dzieci. Od 91 dni bawię się z nimi, uczę i gram w piłkę. Już 2184 godzin oddycham tutejszym powietrzem, już nie wiem, ile razy doświadczyłam ogromnej życzliwości.

Miasto nadziei

Na początku grudnia poznałam Edith. Od tamtego czasu jest bardzo częstym gościem w moich myślach i nowym lokatorem mojego serca. Edka, bo tak nazywam ją w spolszczonej wersji, przyjechała z Lusaki do Mansy na wakacje. Wraz z siostrą i dwoma innymi dziewczynkami mieszkała obok naszego domku. Razem spędziłyśmy Boże Narodzenie i byłyśmy sąsiadkami do 7 stycznia.

Spotkanie w bibliotece

Wigilia. Dochodzi godzina 15. Ogarnia mnie niepokój i zniecierpliwienie. Spodziewałam się smutku i tęsknoty za domem, ale nie niepokoju. Za kilka godzin moja rodzina przełamie się opłatkiem, a ja właśnie zakładam sportowy t-shirt i idę do oratorium. Nie zdążyłam przygotować upominków dla wspólnoty. Nie wypisałam kartki z życzeniami dla księdza i Pauliny. Nie pomogłam lepić uszek do barszczu. Nie przybrałam świątecznymi ozdobami naszej sztucznej choinki. Nie wyprasowałam sukienki na kolację. Nie zdążyłam porozmawiać z rodziną. Nie wysłuchałam nawet jednej polskiej kolędy. Za chwilę narodzi się Pan Jezus, a ja jestem nieprzygotowana!

Kartka z kalendarza

Ostatnio w Zambii dużo się dzieje. Niekoniecznie dlatego, że co raz częściej mamy burze i generatory prądu wyładowują się razem z atmosferą. Albo dlatego, że od dwóch tygodni kran służy za dekorację z powodu braku wody i biegamy po placówce z wiadrami. Nie dlatego, że szturmują nas codziennie bezlitośnie latające mrówki i komary, które po zmierzchu wirują w swoim tańcu zaraz przy moim uchu. Ani dlatego, że gdzieś w ogrodzie grasuje żółta mamba i wieczorem mój własny cień płata mi figle, kiedy udaje, że chce mnie zaatakować. To afrykańska codzienność. Burze, brak wody, brak prądu, współzawodnictwo z robakami i wężami. To chleb powszedni. Nic szczególnego. To spokojna, afrykańska egzystencja. To swobodny rytm, który przerwano czymś, co było obce i niepasujące. Tak jakby ktoś włożył widelec od grilla w mrowisko, które żyło sobie beztrosko na łonie przyrody.

Pokochałam

W poprzedni wtorek spełniło się jedno z moich zambijskich marzeń. Dzieci z naszej szkoły garażowej pojechały nad jezioro do Samphii. Cena za wyprawę: 10 K (kwacha). Suma bardzo symboliczna. Dokładnie tyle kosztuje tutaj litr mleka. Mimo to zbiórka rozpoczęła się już dwa tygodnie wcześniej. Prawie każdego dnia któreś z dzieci przynosiło drobny pieniążek. Tylko siedmiu osobom udało się dobrnąć do 10 K, ale ostatecznie wszyscy pojechali. Trzydzieścioro szczęśliwych uczniów zebrało się przed garażem godzinę przed wyjazdem. Oczekiwanie na ten dzień najwyraźniej nie pozwoliło im spać. Podobnie i mnie. Tego dnia miało się spełnić nasze wspólne marzenie.

Misyjny Adwent

Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie (Mk 13,35-37).

Dziękuję, że jesteś

Gratitude Day- bardzo ważny dzień wdzięczności. Dziękować można słowami, upominkiem, gestem. Uczniowie dziękują nauczycielom, nauczyciele przełożonym, a dzieci rodzicom.
To jest dzień „salezjańskiego wariactwa”. Afrykańskie śpiewy, tańce i jeszcze więcej biało-czarnego uśmiechu.

Pierwsze kroki

Powoli uczę się imion dzieci i poznaję ich charaktery. Wiem już, że Martina niewiele rozumie po angielsku, ale uśmiecha się, nawet kiedy nie wie o co chodzi. Joelle lubi być przytulana, Karishma jest albo smutna, albo niegrzeczna, Maya ciągle chce być w centrum uwagi. Niektóre dzieci czują się kochane przez rodziców, nawet jeśli oni nie potrafią ich utrzymać. Kilkoro z nich rodzice potraktowali jak niepotrzebny przedmiot. A jeszcze inne nie mają nikogo bliskiego. Poznałam rytm dnia, ale tutaj zawsze może mnie coś zaskoczyć. Pierwszego dnia kierowca busa wraca z Karishmą, która leży na ziemi i nie chce nigdzie iść.

Kto tu rządzi?

Bardzo się zaskoczyłam. A może trochę rozczarowałam?
Wiedzieliście, że Afryka naprawdę nie jest taka dzika? W Afryce można żyć godnie i… wygodnie. Można żyć „po europejsku”, a nawet „po światowemu”, w willi z basenem. Można jeździć dobrym samochodem i modnie się ubrać. Można się najeść i wykształcić. Można obejrzeć mecz hiszpańskiej ligi piłki nożnej. Można się też leczyć. Tylko czasem trzeba lecieć samolotem do szpitala w RPA.

Kochać czy współczuć?

Miłosierny Samarytanin. Człowiek, którego nie obchodziły zasady. Faryzeusze opuścili pobitego człowieka, który leżał na drodze, bo bali się prawa. Wiedzieli, że kiedy dotkną chorego, staną się nieczyści. Nie będą mogli wejść do świątyni. Oni zachowują prawo. Samarytanin omija prawo, zajmuje się człowiekiem. Bo miłość stoi ponad prawem.

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej. Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.