Przepływ nowej informacji jest niebywały i wydaje się niemożliwym opisanie wszystkich myśli, które pojawiają się i wirują w głowie. Dzisiaj spróbuję przedstawić kilka obrazków, które najbardziej utkwiły mi w pamięci. Możliwe, że pomogą wam przynajmniej trochę odczuć tutejszą atmosferę, gorsze i lepsze strony medalu.
Teddy i Lemoniada
O. Dariusz miał urodziny, 54 lata. Tradycyjnie musiał zafundować okazałą imprezę, gdyż jest to jedyna z nielicznych okazji najeść się tak, aby brzuch pęknął i pobalować do rana. Zabawa, muzyka huczy, wszyscy tańczą, my z ojcem i Martą siedzimy nie opodal. I tu widzę naszego trzyletniego Teddy, który siedzi przy ścianie i w jednej ręce trzyma kawałeczek kurczaka, a pod ramieniem drugiej półlitrową butelkę lemoniady. Kieruję w jego stronę rękę i mówię: „Niech ojciec zobaczy jak Teddy śmiesznie siedzi”. A on odpowiada: „Pierwszy raz w życiu trzyma swoją lemoniadę w rękach”. Dzieciak nie pchał chciwie kurczaka do buzi i nie wlewał napoju do buzi, oblewając się i brudząc swoje uroczyste ubranie. On siedział i trzymał wszystko jak najcenniejszy skarb życia. Cicho i z zachwyceniem. Niby gospodarz, co spotkał gości których tak długo czekał i teraz ma tyle do powiedzenia, że nie wie nawet od czego zacząć.
Misjonarz
Raz na rok-dwa do domu przysyłają czasopismo Misje Dzisiaj. Nikt nie robił prenumeraty, nikt też nigdy za to nie płacił. Po prostu jakimś dziwnym sposobem dociera do nas. A więc leżałem chory i nie mogłem jeszcze wstać, przyszedł czas na czytanie. Wtedy to o.Darek przyniósł mi „świeże” czasopisma (z 2013r., trochę się przestarzały nim dotarły do Kamerunu). Wśród dziesiątków opowieści o różnych misyjnych placówkach trafiłem na krótki artykuł o o. Stanisławie Wyparło SVD, któremu towarzyszyło powiadomienie o jego śmierci. Zobaczcie: 80 lat życia, 60 lat ślubów zakonnych, 55 lat kapłaństwa, 48 lat na misjach, 19 wybudowanych kościołów. Umarł i został pochowany tam, gdzie służył – w Indonezji. Czytając o o. Stanisławie rozumiesz, na ile jesteś maleńkim, jak drobne są twoje sprawy. Zostaje tylko pokora i ciche maszerowanie do przodu. Wielu znajomych dziwi się, jak to tak zebrałeś się do Afryki, a jeszcze na cały rok. Rodzice się martwią. A ty czytasz o takim misjonarzu i myslisz: „O czym oni wszyscy mówią?”.
Marie z pączkiem
Idziemy z Warenem z zebrania rodzicielskiego i widzimy: daleko z przodu idzie Marie, nasza wychowanka. Wraca ze szkoły. Nic specjalnego, nie zwracamy na to uwagi, włóczemy się dalej, o czymś rozmawiamy. Przez jakiś czas rozumiem, że Marie już nie ma na horyzoncie i tak sobie myślę: „Gdzie mogła się podziać?”. I w tym samym momencie dziewczynka pojawia się przed nami w drzwiach sklepu z trzema pączkami. Witamy się i ona od razu proponuje łakocie mi, później Worenowi. My odmawiamy i kontynujemy ruch już razem. Wydaje się prosta scena, nie? Tylko że sprawa w tym, że nasze dzieci nie mają pieniędzy. Jedynym źródłem zaoszczędzenia są pieniądze na taksówki, którymi jadą do szkoły (przypomnę, publiczny transport nie istnieje). Dzieci czasem nie korzystają z nich i zamiast tego idą na piechotę kilka kilometrów. Przejazd kosztuje 150cfa = 1zł. Pączek – 50cfa. No więc radosne jest to, że nawet tak rzadko widząc pączki, przeszedłszy kupę czasu pod palącym słońcem, dziewczynka dzieli się z tobą swoim małym skarbem. Tak po ludzku.
Artsiom Tkachuk
Artsiom obecnie znajduje się w Foyer St. Dominique. Pomaga w prowadzeniu sierocińca, a mianowicie organizuje i przeprowadza zajęcia z angielskiego, geografii, matematyki, uczy dzieci śpiewu i gry na gitarze. Pochodzi z Białorusi. Przez ostatnie pięć lat mieszkał i studiowała na UAM-mie w Poznaniu.